11 czerwca 2016

Nabożeństwo Uwielbienia w Tradycji Kościoła


Króluj nam Chryste!

W sobotni wieczór, od pierwszych wieków, chrześcijanie gromadzili się w kościołach, aby wznosić do Boga psalmy i hymny pochwalne, podobnie w niedzielę o świcie, a następnie o zachodzie słońca, gdy zapalano światła, na lucernarium, w późniejszych wiekach rozszerzone w nieszpory. Te ostatnie niemal zaniknęły po tym, jak papież Pius XII wprowadził w latach 50. Msze wieczorne.

Msza święta nie stanowi wszakże całości nieustannej ofiary składanej Bogu przez Kościół. W świątyni jerozolimskiej składano ofiarę z baranków i ofiarę kadzenia. Kościół składa Bogu nieustanną ofiarę uwielbienia, która wznosi się do tronu Boga jak dym kadzidła (zob. Ps 141/140, 2; Ap 8, 3-4) poprzez Liturgię Godzin. Jest ona chrześcijańską kontynuacją psalmodii świątynnej i synagogalnej, którą też praktykował sam Pan Jezus. Św. Paweł polecał, aby przemawiać w psalmach, hymnach, pieśniach pełnych Ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach (por. Ef 5, 19).


Adoracja Baranka Mistycznego, Hubert i Jan van Eyck


W 112 roku Pliniusz Młodszy, rzymski gubernator Bitynii, pisał o chrześcijanach, w sprawie których przeprowadzał śledztwo: „Mieli zwyczaj w określonym dniu o świcie zbierać się i śpiewać na przemian pieśni ku czci Chrystusa jako Boga [...]. Po tych obrzędach zazwyczaj rozchodzili się i znowu zbierali, aby spożyć wspólny i niewinny posiłek”. Ów „niewinny posiłek” to nie tyle agape, co przede wszystkim Eucharystia (to przecież jest ofiara czysta, hostia immaculata).

Przez wieki chrześcijanie na Wschodzie i Zachodzie modlili się rano i wieczór. Modlitwy poranne: laudes (chwalba), utrenia oraz wieczorne: nieszpory od vespere, weczeria. Przed świętami odprawiano wielkie powieczerze, wielikie powieczerie, zawierające nieszpory i godziny nocne; jak również wigilie (czuwania) czyli matutinum (jutrznia – obecnie jutrznią nazywa się dawną chwalbę, zaś dawna jutrznia to znacznie uproszczona godzina czytań, uniezależniona od pory dnia.

Jak twierdził Józef Jungmann, jeden z najwybitniejszych liturgistów XX wieku, w pierwszych stuleciach śpiew psalmów był modlitwą ludu, prowadzoną przez wiernych i poprzedzał właściwą liturgię, dopiero pod jego koniec wchodziło duchowieństwo, a liturgia oficjalna zaczynała się od czytań biblijnych. Podstawowy schemat liturgiczny wówczas, to: Pismo, śpiew, modlitwa.

Pierwsi pustelnicy, z IV i V wieku odmawiali w ciągu doby cały Psałterz. Mnisi w V i VI stuleciu rozłożyli go na tydzień, z dodaniem kantyków (pieśni biblijnych), a później hymnów, tworzonych przez wieki. Zgodnie ze słowami Psalmisty, siedem razy na dzień [i] pośród nocy, wstawałem, podzielono je na siedem tzw. godzin oraz modlitwę nocną. Część psalmów powtarzała się, np. codziennie rano śpiewano trzy ostatnie psalmy, zgodnie z wielowiekową tradycją starotestamentalną, zaś w ciągu dnia odmawiano najdłuższy Psalm 119/118, podzielony na 9 części.

Łącznie duchowni odmawiali, lub śpiewali codziennie co najmniej 35 psalmów, nie licząc hymnów i kantyków z dodaniem modlitw, czytań z Biblii i fragmentów tekstów Ojców Kościoła. Zajmowało to około dwóch godzin, a w chórze znacznie dłużej. Tak było przez około tysiąc czterysta lat. W celach podróży, w XII wieku stworzono podręczną formę, ze skróconymi czytaniami biblijnymi, zwaną Brewiarzem (łac. Breviarium, od brevis – krótki). 

W roku 1911 papież św. Pius X zmienił układ i znacznie skrócił psalmodię, likwidując większość powtórzeń, przy zachowaniu teoretycznej zasady odmawiania wszystkich psalmów w tygodniu chociaż raz (Historię zmian Liturgii Godzin opisuje Paweł Mielcarek w artykule „Od psałterza pełnego do psałterza łatwiejszego” w nrze 47/2012 „Christianitas”). W 1971 roku wprowadzono inny brewiarz, w którym psalmy rozłożone są na cztery tygodnie, a łączna liczba odmawianych w ciągu dnia psalmów i kantyków wynosi zwykle tylko 12, nie licząc gradualnych w ciągu dnia, zwykle tylko trzech. Można się „uwinąć” z ich odmówieniem łącznie w ciągu około 40 minut. Według badań z początku lat 90. w USA, pastorzy protestanccy poświęcają dziennie na modlitwę przeciętnie tylko 22 minuty. 

Najdłuższym i najbogatszym nabożeństwem uwielbienia w rzymskim obrządku, była niedzielna jutrznia + chwalba (łac. matutinum cum laudes). Składało się ono, do 1911 roku, łącznie z 18 + 8 palmów (w święta było 9 + 8 psalmów), dwu hymnów i kilku kantyków, 9 + 1 czytań, kilku z Biblii i kilku z nauczań Ojców Kościoła oraz modlitw. Śpiewano ją w kościołach klasztornych wieczorem, podczas nocnego czuwania, lub o świcie. Pełny śpiew mógł trwać od półtorej do dwóch godzin. Wschodnia utrenia (chwalba) zawiera 10 psalmów i 9 pieśni z czytaniem i modlitwami, śpiewana przed Mszą niedzielną zajmuje przeszło godzinę, a w sobotę wieczorem, trochę krótsza weczeria (nieszpory). W zachodnim obrządku w niedzielę po południu były nieszpory z pięcioma psalmami, hymnem i kantykiem w języku narodowym oraz kazaniem, lecz zostały niemalże wyrugowane przez Msze wieczorne wprowadzone w latach 50.

Współczesne niedzielne nabożeństwo protestanckie, składające się z „uwielbienia” (ang. worship), czyli około godzinnego śpiewu pieśni opartych zwykle na motywach psalmów i kantyków (klasyczne hymny protestanckie zarzucono) oraz długiego, czasem godzinnego, nauczania opartego na Biblii jest odpowiednikiem tych właśnie, tradycyjnych katolickich nabożeństw, które w zasadzie zaniknęły. Pieśni są czasem przeplatane wezwaniami modlitewnymi prowadzących śpiew, co odpowiada tradycyjnym antyfonom pomiędzy pojedynczymi, lub kilku psalmami. Obecna jutrznia i nieszpory, są streszczeniem nabożeństwa Uwielbienia: hymn, psalmy i pieśń, czytanie biblijne, responsorium i kantyk, modlitwy wstawiennicze, modlitwa końcowa i błogosławieństwo.


Lakewood Church pastora Joela Osteena w Houston


Jest zatem jasne, iż nabożeństwo Uwielbienia, wywodzące się z Liturgii Godzin, nie zastępuje Mszy świętej, a Msza nie zastępuje Uwielbienia. Są to dwie komplementarne części nieustannej modlitwy i ofiary Kościoła składanej Bogu. Również chybione jest ich scalanie w jedno, co w praktyce oznacza „oprawę” i dodanie do Mszy kilku „uwielbieniowych” pieśni przez grupę charyzmatyczną oraz dłuższe kazanie. Obecnie Kościół katolicki zabrania przecież nakładania na Mszę św. jakichkolwiek innych nabożeństw, co kiedyś było częste. Również posługa modlitewna związana z Mszami o uzdrowienie musi odbywać się po skończeniu liturgii.

Właściwym rozwiązaniem byłoby przywrócenie do kościołów katolickich niedzielnego, lub wieczornego sobotniego Uwielbienia, już bardziej jednak współczesnego, czyli opartego także na pieśniach, wobec zniesienia dawnej formy. Zresztą wierni zawsze mogli praktykować własne tego typu nabożeństwa (różne godzinki), oparte jedynie na schemacie brewiarza. Niegdyś sami gromadzili się też na śpiewanie pieśni i litanii. Do połowy XX wieku w parafialnych kościołach niedzielne nabożeństwo poranne przed Mszą, składało się z Godzinek, Różańca i różnych litanii.

W latach 60. pojawiły się postulaty, aby zmieniana wówczas Liturgia Godzin, zamiast otrzymać nową, „jedynie słuszną” sztywną formę dla duchownych, była bardziej naturalnym, wspólnotowym nabożeństwem wiernych i znalazła swoje stałe miejsce w tygodniowej praktyce parafialnej. Pisał o tym, na łamach Międzynarodowego Przeglądu Teologicznego Consilium w 1970 roku, irlandzki liturgista ks. David Power. Tak się jednak nie stało, pomimo nadania jej nazwy „codzienna modlitwa Ludu Bożego”. Charakter wspólnotowego śpiewu zachowała tylko w zakonach, jeszcze bardziej niedostępna dla ludu, z powodu rzadszego odprawiania jej w kościele.

Tę pustkę zaczęły wypełniać spotkania powstających wówczas grup Odnowy w Duchu Świętym i podobnych, odbywane zazwyczaj w salkach parafialnych, czasami w kościołach, przy większej liczbie uczestników, co w Krakowie i Warszawie i Gdańsku miało miejsce już na przełomie lat 70. i 80. Niestety, źle rozumiane „podporządkowanie liturgii” oraz lęk przed „protestantyzacją” sprawiają, że w Polsce charyzmatyczne grupy katolickie obecnie rzadko prowadzą pełne Uwielbienie (nazywane niestety ostatnio "Koncertami Uwielbienia" - koncert to nie modlitwa, ale występ artystów), lecz są ograniczane do „robienia oprawy Mszy”, co niektórzy wierni odczuwają nawet słusznie, jako nie na miejscu.

Siłą rzeczy ci, którzy pragną takiego nabożeństwa, zwłaszcza w Dniu Pańskim, „idą do protestantów”, często najpierw bez intencji przynależności. Wtórnie stanowi to „argument” przeciw takim formom. Jednak nie wszystkim katolikom wystarcza 45 minutowa Msza w niedzielę rano; a potem co, mają iść do hipermarketu, czy oglądać telewizję? Przecież najlepsze, co można robić, to dalej czcić Boga wspólnym śpiewem, słuchaniem nauczania i modlitwami, choćby i kilka godzin. Rozwój katolickich wspólnot, prowadzących Uwielbienie z posługą w sobotę wieczór i w niedzielę, byłby najlepszym rozwiązaniem.

Z drugiej strony, u protestantów jedynym szczątkiem Mszy św. pozostaje zbiórka dziesięciny na zakończenie nabożeństwa niedzielnego. Symboliczna „Wieczerza Pańska”, ograniczona w charyzmatycznych denominacjach tylko do przeczytania z Ewangelii słów ustanowienia i podzielenia się chlebem i winem, odbywa się raz w miesiącu. Jest to zresztą zgodne z pewnym, kilkuwiekowym zwyczajem katolickim, bowiem stowarzyszenia wiernych mają swoją Mszę „wspólnotową” także raz na miesiąc. Najważniejszą rzeczą jest przyjęcie bogactwa autentycznej katolickiej liturgii obrządków zachodnich i wschodnich. Chybione byłoby natomiast przekonywanie do praktykowania tradycyjnych protestanckich nabożeństw, zewnętrznie przypominających Mszę katolicką, od których masowo odeszli.


Wtórną rzeczą są kwestie dotyczące formy różnych nabożeństw, np. rodzaju pieśni, tak bardzo przykuwające uwagę niektórych ludzi i rozpalające emocje. Od kilkunastu wieków "śpiewem własnym" Kościoła jest chorał gregoriański, którego styl zmienił się jednakże znacząco na Zachodzie w średniowieczu. Współcześni obrońcy „tradycyjnego chorału” w rzeczywistości kultywują sztuczny sposób śpiewu, chorałowe novus ordo, sfabrykowane pod koniec XIX wieku w opactwie benedyktyńskim w Solesmes (Francja), zrywające z wielowiekową tradycją wykonania kościelnego (Ten mało znany problem opisuje Bartosz Izbicki w artykule „Grać Straussa jak w Wiedniu, śpiewać chorał jak w Rzymie” w nrze 47/2012 „Christianitas”). 

W średniowieczu był arcybiskup, który przeciwstawiał się organom w kościołach, gdyż zgodnie z dawniejszą tradycją, tylko ludzki śpiew był stosowny (tak jest do dziś we wschodnich obrządkach). Inni oburzali się wówczas na wprowadzanie pieśni w językach ludowych (czyli wulgarnych). Obecnie wierni przywiązani do tradycji łacińskiej nie akceptują użycia gitary w czasie liturgii, chociaż ksiądz na początku każdej (z wyjątkiem żałobnej) Mszy św. w klasycznym rzymskim obrządku mówi słowa Psalmu 42/41: confitebor Tibi in cithara Deus, Deus meus, co można przetłumaczyć jako „będę Cię wysławiał na gitarze Boże, mój Boże”. W Polsce nie wolno nawet na współczesnej Mszy używać trąbki, jako „instrumentu świeckiego”. W Niemczech, Austrii i Szwajcarii rozbrzmiewa ona podczas Mszy trydenckich odprawianych w Bractwie św. Piusa X, najbardziej broniącym integralności tradycyjnej liturgii. 

„Tradycyjny brewiarz”, odmawiany przez księży tradycjonalistów, wprowadzono jako obowiązujący dopiero w 1913 roku i stanowi on brewiarzowe novus ordo, będące zerwaniem z rzeczywiście tradycyjnym układem Liturgii Godzin, istniejącym od V-VI wieku, a w części od czasów biblijnych. Nabożeństwa katolickie, które teraz nazywa się „tradycyjnymi”, jak: majowe, czerwcowe, październikowe, wprowadzono powszechnie w kościołach dopiero w drugiej połowie XIX wieku.

„Tradycyjne”, „poważne” pieśni kościelne sprzed stu lat, tak pielęgnowane teraz przez tradycjonalistów i przeciwstawiane w ostatnich dziesięcioleciach „oazowym” piosenkom przy gitarze, podczas gdy powstawały, były uważane przez niektórych ówczesnych wierzących za prostackie, „rodem z operetki”, w porównaniu z wyrafinowanymi wykonaniami chóralnymi z orkiestrą, mszy Bacha czy Mozarta, gdzie np. śpiew „Chwała na wysokości Bogu” trwał 20 minut (stąd wziął się zwyczaj siadania przez celebransów i ministrantów po cichym odmówieniu Gloria).

Takie klasyczne, „uroczyste wykonania”, oparte na wielokrotnym powtarzaniu i modulowaniu tych samych wersów, wyrazów, czy nawet głosek, głównie „e” „a” i „o”, jak w chorale gregoriańskim, wielominutowe „bawienie się” graduałem, Kyrie, czy Gloria, jako żywo powraca spontanicznie na współczesnych nabożeństwach uwielbieniowych, zwłaszcza w improwizacjach charyzmatycznych „liderów uwielbienia”, przeplatanych glosolalią. 

Ciekawostką jest, że niektórzy tradycjonaliści katoliccy lubiący melizmaty (bądź wmawiający sobie, że lubią; graduał dla części z nich jest po prostu nudny), równocześnie są wyjątkowo przeciwni jubilacji w darze języków, chociaż jest ona jeszcze bardziej „tradycyjna”, czyli starsza, gdyż praktykowana była w kościołach do VIII wieku i z niej, jak niektórzy badacze twierdzą, wywodzą się spisane w następnych wiekach chorałowe ozdobniki. 

Współczesny ruch charyzmatyczny, zarówno katolicki, jak i protestancki, na przekór czterem wiekom protestanckiej tradycji, dąży do bliskości z Bogiem, także odczuwalnej i wyrażanej na sposób ludzki. Konserwatyści, zarówno protestanccy, jak i katoliccy widzą w tym tylko „emocje”. Oburzają się, gorszą, lekceważą, lub kpią. Współczesne pieśni tego nurtu, od kilkudziesięciu lat, wyrażają często potrzebę doświadczenia miłości Bożej. Jeżeli jest to banalne, czy wręcz gorszące, jak twierdzą krytycy, to co powiedzieć o słowach Oblubienicy i Oblubieńca w Pieśni nad pieśniami? Co powiemy o pamiętnikach świętych, np. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, św. Małgorzaty Marii Alacoque, czy św. Faustyny? A co o miłosnych poematach św. Jana od Krzyża, Doktora Kościoła z czasów zaraz po Soborze Trydenckim?

Współczesne pieśni pentakostalne są przeciwieństwem dawnych protestanckich hymnów, śpiewanych w zborach zapewne wszystkich denominacji przez kilkaset lat. To Luter wprowadził do pieśni kościelnych marszowy rytm, w katolickim śpiewie go nie było. Być może stanowiło to też wpływ „germańskiego ducha”. Jeszcze bardziej istotna jest treść części z nich. Jawi się tam obraz Pana groźnego i nienawidzącego grzeszników, a śpiewający proszą, by tych wstrętnych bezbożników wreszcie ukarał (w przeciwieństwie do „słodkich” i wzruszających tradycyjnych katolickich pieśni dla ludu). Protestancka doktryna kalwińska i luterańska ukazana jest w powieściowych i filmowych obrazach, pokazujących ascetyczne nabożeństwa, na których srogo wyglądający mężczyźni i kobiety odśpiewują poważne hymny, stojąc z jeszcze bardziej „poważnymi” minami, po czym groźny pastor straszy w kazaniu piekłem. 

To właśnie, od XVI do połowy XX wieku, był „protestantyzm”. Jeden z głównych pastorów charyzmatycznych w Polsce opowiadał, że gdy ponad dwadzieścia lat temu, gość zaproszony do jego zboru modlił się do Boga naturalnie, jak do Ojca, on zgorszył się tym i upomniał go: „Bracie, my się tu tak z Bogiem nie spoufalamy!”. Tymczasem teraz, jak na ironię, dla części katolickich tradycjonalistów, którzy powinni najlepiej znać historię Kościoła, „odnowowe piosenki”, to przejaw „protestantyzacji” (jest to jeden z najbardziej absurdalnych zarzutów, jakie wypowiada się bezmyślnie pod adresem ruchu charyzmatycznego, co wynika z nieznajomości doktryny i liturgii reformacyjnej).


Na zakończenie jednak kilka słów krytycznych o współczesnej muzyce religijnej:

Istnieje kilka powodów, dla których należy się jej przeciwstawić. Po pierwsze jest zbyt nowa. Po drugie często ma charakter świecki, a nawet bluźnierczy. Nowa muzyka chrześcijańska nie jest tak przyjemna, jak styl który się już przyjął, a ponieważ skomponowano zbyt wiele nowych pieśni, nie można się ich wszystkich nauczyć. Kładzie się też przesadny nacisk na muzykę instrumentalną zamiast na przekazywanie pobożnych treści. Owa muzyka wprowadza zamęt, sprawiając że ludzie zachowują się nieprzyzwoicie i chaotycznie. Poprzednie pokolenia dobrze sobie radziły bez niej. Jej celem jest tylko zarabianie pieniędzy, zaś niektórzy z jej muzycznych parweniuszy są zmysłowi i rozwiąźli”.

To o współczesnych charyzmatykach?

Nie! - To pisał w roku 1723 o wielkiej muzyce i hymnodii XVIII-wiecznej pewien zgorszony tradycjonalista.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz