Króluj nam Chryste!
Biblia naucza
o tym, jak Pan Bóg nakazał Mojżeszowi:
Dwa też cheruby
wykujesz ze złota. Uczynisz zaś je na obu krańcach przebłagalni.
Cheruby będą miały skrzydła rozpostarte ku górze i zakrywać
będą swymi skrzydłami przebłagalnię, twarze zaś będą miały
zwrócone jeden ku drugiemu i ku przebłagalni będą zwrócone
twarze cherubów. Tam będę się spotykał z tobą i sponad
przebłagalni i z pośród cherubów, które są ponad Arką
Świadectwa, będę z tobą rozmawiał
(Wj 25, 18. 20. 22).
Arka Przymierza z figurami cherubinów (replika) |
Oraz w innym miejscu: Wtedy
rzekł Pan do Mojżesza: Sporządź węża i umieść go na wysokim
palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie
przy życiu (Lb 21, 8). W świątyni
Salomona znajdowały się, wykonane z brązu: jabłka granatu,
kwiaty, lwy, woły i cheruby (zob. Krl 7, 13, 40). Wizerunki cherubów
o twarzy ludzkiej i lwa widział też prorok Ezechiel w przyszłej
świątyni (zob. Ez 41, 17-20).
Ale przecież ten sam Jedyny Bóg, nieco
wcześniej, nakazał w rozwinięciu Pierwszego Przykazania Dekalogu:
Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani
żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na
ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (Wj 20,
4). Na to powołuje się część protestantów, zarzucając
Kościołowi katolickiemu grzech odrzucenia tych słów.
Jeżeliby przyjąć je jako odrębne przykazanie,
wyabstrahowane z kontekstu Pierwszego, to grzechem byłoby wykonanie
jakiegokolwiek obrazu, fotografii, czy filmu, przedstawianie
czegokolwiek. Wówczas jedynymi sprawiedliwymi na ziemi byliby
islamscy ekstremiści. Chociaż i oni, niszczący wszystkie
wizerunki, zakazujący fotografii, muzyki, radia i telewizji, nie
mają zahamowań w filmowaniu samych siebie i umieszczaniu tego w
internecie, tak jakby literalnie rozumiany przez nich zakaz czynienia
wizerunku jakiegokolwiek stworzenia, tylko ich własnych postaci nie
dotyczył.
Nie o to jednak chodzi, Pan Bóg wyraźnie
precyzuje, dodając: Nie będziesz oddawał im
pokłonu i nie będziesz im służył, bo ja Pan, Bóg twój, jestem
Bogiem zazdrosnym (Wj 20, 5). Określenia „kłaniać się”
i „służyć” oznaczają w Biblii cześć należną Bogu (zob. Łk
4, 5-8), bo przecież wolno zwyczajnie kłaniać się i służyć
drugiemu człowiekowi. Nie można więc czcić fałszywych bogów,
ich wizerunków, ani traktować wizerunków, czy zwierząt, roślin,
przedmiotów, jak bóstw, gdyż to jest bałwochwalstwo, jeden ze
sposobów łamania Pierwszego Przykazania (czczenie innych bogów
poza Jedynym Istniejącym; hebr. AHJH;
gr. ho On).
W Starym Przymierzu Bóg pozostawał niewidzialny
i niewyrażalny, a Izrael był na różne sposoby oddzielony od
innych narodów. Ale w Nowym Przymierzu Syn Boży przyszedł na
ziemię jako widzialny Człowiek (zob. J 1, 14), a Duch
Święty ukazał się w
postaci gołębicy (por. Łk 3, 22). Przedstawianie Jezusa Chrystusa
i Jego świętych na wizerunkach nie jest więc łamaniem Pierwszego
Przykazania, tak samo jak nieświętowanie szabatu (soboty) nie jest
łamaniem Trzeciego, gdyż Syn Człowieczy jest
Panem szabatu. Z tych samych powodów nie ma potrzeby też
przestrzegać innych przepisów starego Prawa: obrzezania, krwawych
ofiar, wybijania oka za oko, zakazu łączenia dwóch rodzajów
tkanin w ubraniu, czy zakazu spożywania pokarmów „nieczystych”.
W świetle Nowego Przymierza, prawdziwe bałwochwalstwo, tak jak i
prawdziwa nieczystość, wychodzi z serca
człowieka, a nie wchodzi z zewnątrz (zob. Mk 7, 14-23), np.
z ikon, których tak bardzo lękają się pewni ludzie.
Część protestantów jednak
upiera się wciąż, że zakaz biblijny dotyczy też wizerunków Pana
Jezusa i tych, którzy należą do Niego. W XVI wieku luteranie
tłukli kamieniami witraże w kościołach, przedstawiające sceny z
życia Chrystusa i świętych, bo to „bałwochwalstwo”. Po jakimś
czasie umieszczali tam witraże przedstawiające sceny z życia
Marcina Lutra, np. w ewangelickiej bazylice w Legnicy, nawiasem mówiąc,
bardzo ładne.
Obraz z postacią Lutra (z prawej), ołtarz kościoła w Weimarze |
W Genewie kalwiniści
zniszczyli wszystkie wizerunki Jezusa Chrystusa i Jego świętych, a
nawet krzyże, by potem postawić wielki pomnik przywódców
reformacji, na którym w centralnej części, obok postaci Jana Kalwina widnieją: Wilhelm Farel,
Teodor Beza i John Knox. Olivier Cromwell w Anglii nakazał
zniszczyć wizerunki Pana Jezusa, bo
przecież „Biblia zabrania sporządzać podobizny”, po
czym polecił malarzowi wykonać
swój dokładny portret.
Jeżeli zatem wolno protestantom namalować obraz
jakiejkolwiek postaci z ich tradycji,
np. Lutra, Kalwina i Cromwella, albo zrobić fotografię słynnego ewangelisty Billy'ego Grahama (i ozdobić nimi
pomieszczenia zboru), to wolno też wykonać obraz Syna Bożego,
który stał się Człowiekiem, Maryi Panny, Piotra Apostoła, czy
Antoniego z Padwy. Było to oczywiste dla pierwszych chrześcijan,
którzy malowali obrazy, zwłaszcza Chrystusa Dobrego Pasterza i
Maryi z Dzieciątkiem, już w katakumbach. Wizerunki są czymś
zwyczajnym nie tylko w kościołach katolickich i prawosławnych
(ikony), ale także luterańskich i anglikańskich, a zdarzają się
i u denominacji post-kalwińskich.
Środowisko protestanckie wywodzące się od Williama Marriona Branhama, słynącego darem uzdrawiania,
posługującego od lat 30. do 60. XX wieku w USA (jego syn, który mu asystował twierdził, iż wówczas "katolicy mieli największą wiarę"), dziś mające misje
w kilku krajach, rozpowszechnia cudowne fotografie (tak!), wieszane
też w ich zborach na wyeksponowanym miejscu. Jedna to Oblicze
Chrystusa, które pojawiło się na stratosferycznej chmurze nad
miastem, gdzie William Branham głosił, na drugim widać kolorowe
cienie, mające być widzialną „chwałą Bożą”, trzecia
przedstawia go samego przy kazalnicy, a nad jego głową... aureola!
William Branham, Boży Generał, czyli pentakostalny święty |
Kwestia nie jest więc tak jednoznaczna, jak ją niektórzy potocznie przedstawiają. Może więc bałwochwalstwem jest samo zwracanie się w
kierunku wizerunków na modlitwie? Gdyby tak było, to Bóg nakazując
wykonać figury cherubów przy Arce, domagał się od Mojżesza
popełnienia bałwochwalstwa! To jest przecież absurd, Biblia mówi:
Nikomu On nie przykazał być bezbożnym i
nikomu nie zezwolił grzeszyć (Syr 15, 20). Obrazy i figury
ułatwiają uzmysłowienie sobie obecności Boga i rozmowę z Nim. To
On sam powiedział: Z pośród [figur] cherubów
będę z tobą rozmawiał.
Ponieważ chodzi o wizerunki Chrystusa, Jego
Matki, aniołów i świętych, więc same w sobie też zasługują na
szacunek - „należną cześć”, jak to określa Sobór Trydencki, a więc taką, jaka należy się wizerunkom, a nie Bogu (tutaj najistotniejsze wyjaśnienie: Biblia konsekwetntnie używa dwóch odrębnych słów, w łac. adorare - adorować, wielbić i honorare - czcić, szanować; to pierwsze odnosi się tylko do Boga, to drugie do Boga, ale też ludzi, aniołów i ważnych spraw z nimi związanych). Przecież
i fotografie zwykłych ludzi, a nawet sztandary i godła należy
traktować z szacunkiem ze względu na godność człowieka. Poprzez
przedmioty i gesty możemy symbolicznie, gestem oddać cześć Bogu.
Kiedy ktoś wpatruje się w fotografię żony, stawia na biurku, a
nawet całuje zdjęcie, to przecież nie zdradza żony, ani nie
popełnia bałwochwalstwa. Całując zdjęcie, wyraża uczucia i
pragnienie pocałowania jej. Współcześni obrazoburcy powinni w końcu
konsekwentnie odpowiedzieć sobie na pytanie: wolno czy nie wolno
posiadać, oglądać, zawiesić na ścianie, nosić przy sobie,
całować, czyli „czcić” wizerunku ukochanej osoby? Jeśli tak,
to niech przyznają, że katolickie obrazy są dopuszczalne. Jeśli
nie, to niech zniszczą wszystkie fotografie swoich bliskich.
Omawiany problem pokazuje, jak „dzikie”, prywatne wyjaśnianie Biblii doprowadza do absurdów
godzących w samą naturę stworzonego świata. Przecież Bóg po to
dał człowiekowi oczy, by widział. Po to dał mu talent
artystyczny, by przedstawiał to co widzi, po to dał mu wyobraźnię,
by zachowywał w swym wnętrzu piękno stworzenia. Jeżeli czytamy w
Biblii, że prorok Daniel, lub św. Jan Apostoł ujrzał
Syna Człowieczego, czy Niewiastę
obleczoną w słońce, to możemy to opisać, ale równie
dobrze, albo i lepiej możemy to narysować, czy namalować. Do XIX
wieku ponad 80% ludzi nie umiało czytać i dla nich też malowano
sceny z Pisma Świętego i życia Kościoła, zwane „Biblią
ubogich” (łac. Biblia pauperum).
Jeżeli wolno napisać i opowiedzieć o tym, jak np. Pan Jezus
uzdrowił niewidomego, to wolno też tę scenę namalować.
Chrystus uzdrawia niewidomego, Gioacchino Asserto (1600-1649) |
Różne są formy przekazu, bo człowiek jest
istotą o wielu zmysłach. Znamienne jest, że Kalwin przeciwstawiał
się nie tylko wizerunkom, ale i muzyce kościelnej, którą znacznie
zubożył. A przecież rzeczą najoczywistszą na świecie jest, że
miejsca modlitwy przyozdabia się wizerunkami o treści religijnej.
Jak trudno jest współczesnym protestantom wyrazić, że ich
mieszkanie jest chrześcijańskie – nie wolno im powiesić obrazu,
ani krzyża. Ich doktryna każe im pod tym względem upodobnić się
do wojujących ateistów.
To purytanie po przejęciu władzy w Anglii
w połowie XVII wieku, przeprowadzili „akcję dekrucyfiksacyjną”,
niszcząc niemal wszystkie krzyże przy drogach i w miastach. Po
trzech wiekach komuniści ich tylko naśladowali. Jakiś czas temu akcję dekrucyfiksacyjną w Warszawie nakazała Hanna Gronkiewicz-Waltz (zapewne pod wpływem swego mentora, pastora jednej ze wspólnot neoprotestanckich w Polsce), usuwając niemal sto krzyży przy drogach i wywożąc je na śmietnik. Cóż za paradoks,
protestanci – byli katolicy, po „nawróceniu” wizerunek
Chrystusa Pana, który mają np. od I Komunii, wyrzucają na
śmietnik!
Bez wątpienia, agresja niektórych
środowisk protestanckich i modernistycznych wobec
chrześcijańskich wizerunków: od infantylnej krytyki, poprzez
wyśmiewanie, faryzejskie gorszenie się, aż do niszczenia
(ikonoklazmu, obrazoburstwa), jest przejawem ducha antychrysta.
Zgodnie z Biblią każdy duch, który uznaje,
że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch,
który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga i to jest duch Antychrysta
(1 J 4, 2-3).
Odrzucenie i niszczenie wizerunków Chrystusa (tak
jak i negacja realności Ciała Chrystusa w Eucharystii oraz awersja
do Maryi, od której przyjął Ciało) jest formą nieuznawana,
że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, stał się widzialnym,
dostępnym dla zmysłów Człowiekiem. Jest sprzeciwianiem się
Apostołom, głoszącym: [To wam oznajmiamy],
na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce (1 J 1, 1).
Jest nieuznawaniem całości aktu Wcielenia, jako oczyszczenia,
uświęcenia i zjednoczenia z Bogiem stworzonej natury.
Pogarda wobec
przedmiotów religijnych z powodów „duchowych” jest też echem
pychy demonów, ich pogardy wobec materii. Część protestantów, w
walce z chrześcijańskimi wizerunkami i dewocjonaliami, staje
niestety w jednym szeregu z wojującymi ateistami, masonami i innymi
sługami Antychrysta, którzy również toczą taką wojnę. Jest to
smutna ilustracja, cytowanych w poprzednim tekście, słów
kard. Józefa Ratzingera:
„Teolog nie kochający sztuki, poezji, muzyki, natury, może być
niebezpieczny. Ta bowiem ślepota i głuchota na piękno nie jest
sprawa drugorzędną, lecz może wycisnąć piętno także na jego
teologii”.
Z kolei wśród nowych kościołów protestanckich
są jeszcze inne wyjątki od negacji wizerunków. Największe na świecie zbory
typu zielonoświątkowego znajdują się w Korei Południowej i pozostają
przedmiotem zachwytu protestantów na całym świecie. Wielu opisuje
je, niektórzy jeżdżą tam uczyć się modlitwy i ewangelizacji.
Tamtejsze kościoły mają własne góry, na których zbudowano
centra modlitewne. Peter C. Wagner, w książce „Kościoły, które
się modlą”, opisuje z przejęciem jedną z takich gór, iż
„każdy ze specjalnie skonstruowanych regionów modlitewnych jest
ozdobiony naturalnych rozmiarów posągami Jezusa i Jego uczniów w
różnych epizodach ich służby”. To czym neprotestanci gorszą
się, a nawet przerażają w kościołach katolickich, u swych braci
koreańskich podziwiają.
Jeszcze dalej idzie Ana Mendez Ferrell, jedna z
liderów neoprotestanckiego ruchu charyzmatycznego. Od kilku lat
propaguje ona w środowisku protestanckim naukę wschodniego
chrześcijaństwa o ikonie, jako nośniku Bożej Obecności.
Argumentuje, że obrazy mają swoją rolę także w walce duchowej i
jak demony wykorzystują złe wizerunki, tak samo powinniśmy używać
wizerunków chrześcijańskich. Na konferencji w Warszawie w 2009 roku, pod hasłem
„Rozszerzanie Królestwa Bożego” opowiadała o roli malowanych,
także przez nią samą, obrazów aniołów w nowej ewangelizacji
Holandii, ponieważ w kraju tym malarstwo odgrywało wielką rolę.
Chrystus - Baranek Ofiarny, Ana Mendez Ferrell |
Swoją drogą ciekawe, że współcześni
protestanci zachodni, którzy zwykle z zasady sprzeciwiają się nawet małym
obrazkom Chrystusa, rozprowadzają filmy o Nim, tak jakby film, to
nie był ciąg obrazów. Co więcej, piszą jak wielu ludzi nawróciło
się podczas oglądania filmu „Jezus”. Nie mają też nic
przeciwko plakatom i fotosom z tego filmu i podobnych. Dziwne, bo
przecież z punktu widzenia tej doktryny neoprotestanckiej dopuszczalne
być powinny jedynie słuchowiska radiowe.
Skoro protestanci owi akceptują możliwość
przeżycia nawrócenia, czy uzdrowienia oglądając film o
Chrystusie Panu, to czemu nie uznają tego samego, patrząc na nieruchomy
obraz przedstawiający Go? Z założenia nie przyjmują do wiadomości
niezliczonych łask, które otrzymało miliony ludzi podczas modlitwy
przed chrześcijańskimi wizerunkami. Trzymają się w tym zasady
filozofii luteranina Hegla: „jeżeli fakty przeczą naszym ideom,
to tym gorzej dla faktów”.
Pozostaje pytanie, jak protestanccy ikonoklaści
wyobrażają sobie postać Chrystusa? Bo robią to w myśli, na
modlitwie, będąc ludźmi. Odpowiedź jest prosta – na podstawie
katolickich obrazów, które kiedyś widzieli, inaczej pozostaje im
niestety postać aktora z filmu o Nim, zresztą również
stylizowanego według tradycji katolickiej. Trudno żeby było
inaczej, człowiek nie jest czystym duchem, ale ma duszę i ciało.
Konsekwentny spirytualizm
nie jest możliwy. Widać to choćby na powyższych
przykładach. Nawet zasady „tylko Biblia” nie da się oderwać od
realności świata materialnego. U luteranów, a także u klasycznych
zielonoświątkowców można zobaczyć Biblię leżącą na jakby
ołtarzu z przodu zboru, w którego stronę się modlą. Wielu
fundamentalistów protestanckich w USA klęczy przed Biblią czytając
ją, trzyma też Księgę na honorowym miejscu w domu. Liczni
protestanci (ale też niektórzy katolicy) noszą ją zawsze ze sobą,
jako najważniejszy przedmiot. Stosując sposób rozumowania wielu neoprotestantów odnośnie obrazów i dewocjonaliów u katolików,
należy analogicznie uznać że i oni są bałwochwalcami, gdyż
czczą papier, z którego jest zrobiona Biblia.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że używanie
wizerunków może czasem przynosić szkodę duszy i być jakimś
bałwochwalstwem. Zdarza się ludziom zatracić w tym miarę i same
wizerunki traktować jak bożki, czy po prostu zbyt się do nich
przywiązywać. Takie bałwochwalstwo może być obecne w duszy także
w subtelny sposób. To uczynili Żydzi, którzy kilkaset lat po
wydarzeniach na pustyni czcili miedzianego węża (nechusztana),
zrobionego przez Mojżesza, wobec czego król Ezechiasz był zmuszony
go zniszczyć (zob. 2 Kr 18, 4), o czym było szerzej w tekście
o złych duchach religijności. Z tych samych powodów,
rzeczywiście niektórym katolikom należy pomóc uwolnić się od
zbytniego przywiązania do wizerunków świętych, aby weszli w głąb
modlitwy. Na przykład św. Jan od Krzyża wyjaśniał:
„Wiele można by powiedzieć na temat braku zrozumienia dla obrazów
u niektórych osób. Niektórzy większą nadzieję pokładają w
jednych obrazach niż w innych. Sądzą, że Bóg wysłucha ich
prędzej przed tymi niż przed innymi obrazami, chociaż jedne i
drugie przedstawiają to samo, np. Chrystusa czy Matkę Najświętszą.
Jest to gruba ciemnota, jeśli chodzi o obcowanie z Bogiem i
oddawanie Mu należnej czci i chwały, Bóg bowiem patrzy na wiarę i
czystość modlącego się serca.
Zdarza się wprawdzie czasem, że Bóg udziela więcej łask w
pewnych miejscach, przed jednym niż przed drugim obrazem. Przyczyną
tego nie jest jednak większa skuteczność jednego, czy drugiego
obrazu (który sam przez się nie jest niczym więcej niż
malowidłem), lecz to, że ludzie więcej rozbudzają swą pobożność
za pośrednictwem któregoś z tych obrazów. Gdyby zaś potrafili
wzbudzić tę samą pobożność przed jednym i przed drugim, albo i
bez pomocy żadnego z nich, otrzymaliby od Boga te same łaski.
Niech dusza uważa to za pewne, że im większe ma przywiązane do
posiadania jakiegoś obrazu, czy innego środka, tym niedołężniej
będzie się wznosić ku Bogu jej pobożność i modlitwa” („Droga
na Górę Karmel” 3, 35-36).
Trzeba pamiętać, że wizerunek jest czymś
zewnętrznym i ukazuje najpierw to, co widzialne (choć może wyrażać
jakieś wewnętrzne cechy przedstawianej osoby oraz rzeczywistość
duchową stojącą za twórcą), błogosławieństwo Kościoła
nadaje mu wartość religijną, jednakże dopiero wewnętrzny stan
duszy odbiorcy nadaje temu wizerunkowi określony sens duchowy dla
niego. To, że ikona przedstawia brodatego mężczyznę z księgą w
ręku, nie oznacza jeszcze, że dla patrzącego będzie ona pomocą w
spotkaniu z Chrystusem, gdyż to dopiero jego wiara uwolni ten sens.
Figura kobiety dla katolika będzie wizerunkiem Najświętszej Maryi
Panny, ale dla bałwochwalcy (nawet formalnego chrześcijanina) może być
jego boginią. Istotna jest duchowa rzeczywistość obecna w duszy
człowieka, a jeśli jest zła, to i rzeczy dobre same w sobie, mogą
służyć złemu (por. Mt 15, 10-20). Dla czystych wszystko jest
czyste, dla skalanych zaś i niewiernych nie ma nic czystego, lecz duch ich i sumienie są zbrukane (Tt 1, 15). Dlatego też
demon może wykorzystywać
obrazy i figury
do złudzeń i zwiedzeń religijnych,
tak samo jak i Biblię.
Być może i
tacy właśnie
ludzie trafiają do nowych grup protestanckich, zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej,
gdzie czują się uwolnieni. Źle, że niektórzy z nich wówczas
stosują, opisany przez psychologię, mechanizm projekcji, czyli
przypisywania innym, lub całej społeczności, np. Kościołowi
katolickiemu, swoich własnych problemów. Analogicznie, to że
chorym na żołądek niektóre potrawy szkodzą i nie powinni ich
jeść, nie upoważnia tych ludzi do tego, żeby głosili, iż w
ogóle są one trujące, lub że wszyscy, którzy je jedzą są
chorzy.
Niezliczone są przykłady korzyści z obrazów i
figur dla wierzących, potwierdzane niezwykłymi znakami i cudami od
Boga, czego nie da się podważyć, a jedynie, jak czynią niektórzy,
po faryzejsku zatkać sobie uszy. A
wystarczy poczytać np. książki Joan Carroll Cruz: „Cudowne
wizerunki Najświętszej Maryi Panny” i „Cudowne wizerunki
naszego Pana”. Jeśli każdy, kto spojrzał na węża miedzianego
na palu, który symbolizował Chrystusa Ukrzyżowanego (zob. J 3,
14), był uzdrowiony, to tym bardziej ci, którzy spoglądają na
obraz przedstawiający Go, na przykład na Krzyżu. Dla milionów
chrześcijan wizerunki były i są pomocą w wierze, przedstawiając
im ukochaną Osobę.
Przykładem niech będzie katolicka królowa
Szkocji Maria Stuart, legalna pretendentka do tronu Anglii, uwięziona
i po 19 latach, w 1587 roku, wydana na śmierć
z powodu Jezusa (por. 2 Kor 2, 11), przez rządzących w tym
drugim kraju protestantów. Przed ścięciem napisała:
„Boże i Panie mój! W Tobie nadzieja moja, Najdroższy Jezu! Ocal
mnie! Skrępowana więzami na miejscu krwawej śmierci, tęsknię do
Ciebie, klęcząc i łzy lejąc i pragnąc Cię ujrzeć. Błagam Cię
pokornie, abyś mnie zbawić raczył”.
Idąc na miejsce straceń trzymała w ręku
krucyfiks i całowała go, rozpamiętując Mękę i Śmierć swego
Zbawiciela.
Widząc to, jeden z protestanckich gapiów
krzyknął oburzony:
„Powinnaś raczej mieć Ukrzyżowanego w sercu!”.
Na to królowa odpowiedziała:
„Nie tylko w sercu, ale i w ręku”.
Zanim oddała głowę pod miecz kata, Maria rzekła
te słowa:
„O najmilszy Jezu, jak Ty wyciągnąłeś ramiona na krzyżu, tak
obejmij mnie teraz ramionami nieskończonego Miłosierdzia Twego”.
Amen.
Dziękuję za ten mądry wpis, pozwoliłam sobie przedrukować go na moim blogu: http://www.gazetawarszawska.com/easyblog/entry/protestanci-ateisci-antychrysci
OdpowiedzUsuńKatolicy nie potrafią bronić się przed napastliwymi protestantami więc musimy się edukować i rozszerzać naukę katolicką w lud. MF
Alert dla katolików dyskusja z "zielonymi świątkami":
http://www.gazetawarszawska.com/easyblog/entry/zydy-wymyslaja-coraz-to-nowe-szantaze-wobec-chrzescijan