04 lipca 2016

Obrazoburstwo - przejaw ducha antychrysta


Króluj nam Chryste!

Biblia naucza o tym, jak Pan Bóg nakazał Mojżeszowi: Dwa też cheruby wykujesz ze złota. Uczynisz zaś je na obu krańcach przebłagalni. Cheruby będą miały skrzydła rozpostarte ku górze i zakrywać będą swymi skrzydłami przebłagalnię, twarze zaś będą miały zwrócone jeden ku drugiemu i ku przebłagalni będą zwrócone twarze cherubów. Tam będę się spotykał z tobą i sponad przebłagalni i z pośród cherubów, które są ponad Arką Świadectwa, będę z tobą rozmawiał (Wj 25, 18. 20. 22).

Arka Przymierza z figurami cherubinów (replika)

Oraz w innym miejscu: Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu (Lb 21, 8). W świątyni Salomona znajdowały się, wykonane z brązu: jabłka granatu, kwiaty, lwy, woły i cheruby (zob. Krl 7, 13, 40). Wizerunki cherubów o twarzy ludzkiej i lwa widział też prorok Ezechiel w przyszłej świątyni (zob. Ez 41, 17-20).

Ale przecież ten sam Jedyny Bóg, nieco wcześniej, nakazał w rozwinięciu Pierwszego Przykazania Dekalogu: Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (Wj 20, 4). Na to powołuje się część protestantów, zarzucając Kościołowi katolickiemu grzech odrzucenia tych słów.

Jeżeliby przyjąć je jako odrębne przykazanie, wyabstrahowane z kontekstu Pierwszego, to grzechem byłoby wykonanie jakiegokolwiek obrazu, fotografii, czy filmu, przedstawianie czegokolwiek. Wówczas jedynymi sprawiedliwymi na ziemi byliby islamscy ekstremiści. Chociaż i oni, niszczący wszystkie wizerunki, zakazujący fotografii, muzyki, radia i telewizji, nie mają zahamowań w filmowaniu samych siebie i umieszczaniu tego w internecie, tak jakby literalnie rozumiany przez nich zakaz czynienia wizerunku jakiegokolwiek stworzenia, tylko ich własnych postaci nie dotyczył.

Nie o to jednak chodzi, Pan Bóg wyraźnie precyzuje, dodając: Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, bo ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym (Wj 20, 5). Określenia „kłaniać się” i „służyć” oznaczają w Biblii cześć należną Bogu (zob. Łk 4, 5-8), bo przecież wolno zwyczajnie kłaniać się i służyć drugiemu człowiekowi. Nie można więc czcić fałszywych bogów, ich wizerunków, ani traktować wizerunków, czy zwierząt, roślin, przedmiotów, jak bóstw, gdyż to jest bałwochwalstwo, jeden ze sposobów łamania Pierwszego Przykazania (czczenie innych bogów poza Jedynym Istniejącym; hebr. AHJH; gr. ho On).

W Starym Przymierzu Bóg pozostawał niewidzialny i niewyrażalny, a Izrael był na różne sposoby oddzielony od innych narodów. Ale w Nowym Przymierzu Syn Boży przyszedł na ziemię jako widzialny Człowiek (zob. J 1, 14), a Duch Święty ukazał się w postaci gołębicy (por. Łk 3, 22). Przedstawianie Jezusa Chrystusa i Jego świętych na wizerunkach nie jest więc łamaniem Pierwszego Przykazania, tak samo jak nieświętowanie szabatu (soboty) nie jest łamaniem Trzeciego, gdyż Syn Człowieczy jest Panem szabatu. Z tych samych powodów nie ma potrzeby też przestrzegać innych przepisów starego Prawa: obrzezania, krwawych ofiar, wybijania oka za oko, zakazu łączenia dwóch rodzajów tkanin w ubraniu, czy zakazu spożywania pokarmów „nieczystych”. W świetle Nowego Przymierza, prawdziwe bałwochwalstwo, tak jak i prawdziwa nieczystość, wychodzi z serca człowieka, a nie wchodzi z zewnątrz (zob. Mk 7, 14-23), np. z ikon, których tak bardzo lękają się pewni ludzie.


Część protestantów jednak upiera się wciąż, że zakaz biblijny dotyczy też wizerunków Pana Jezusa i tych, którzy należą do Niego. W XVI wieku luteranie tłukli kamieniami witraże w kościołach, przedstawiające sceny z życia Chrystusa i świętych, bo to „bałwochwalstwo”. Po jakimś czasie umieszczali tam witraże przedstawiające sceny z życia Marcina Lutra, np. w ewangelickiej bazylice w Legnicy, nawiasem mówiąc, bardzo ładne.

Obraz z postacią Lutra (z prawej), ołtarz kościoła w Weimarze

W Genewie kalwiniści zniszczyli wszystkie wizerunki Jezusa Chrystusa i Jego świętych, a nawet krzyże, by potem postawić wielki pomnik przywódców reformacji, na którym w centralnej części, obok postaci Jana Kalwina widnieją: Wilhelm Farel, Teodor Beza i John Knox. Olivier Cromwell w Anglii nakazał zniszczyć wizerunki Pana Jezusa, bo przecież „Biblia zabrania sporządzać podobizny”, po czym polecił malarzowi wykonać swój dokładny portret.

Jeżeli zatem wolno protestantom namalować obraz jakiejkolwiek postaci z ich tradycji, np. Lutra, Kalwina i Cromwella, albo zrobić fotografię słynnego ewangelisty Billy'ego Grahama (i ozdobić nimi pomieszczenia zboru), to wolno też wykonać obraz Syna Bożego, który stał się Człowiekiem, Maryi Panny, Piotra Apostoła, czy Antoniego z Padwy. Było to oczywiste dla pierwszych chrześcijan, którzy malowali obrazy, zwłaszcza Chrystusa Dobrego Pasterza i Maryi z Dzieciątkiem, już w katakumbach. Wizerunki są czymś zwyczajnym nie tylko w kościołach katolickich i prawosławnych (ikony), ale także luterańskich i anglikańskich, a zdarzają się i u denominacji post-kalwińskich.

Środowisko protestanckie wywodzące się od Williama Marriona Branhama, słynącego darem uzdrawiania, posługującego od lat 30. do 60. XX wieku w USA (jego syn, który mu asystował twierdził, iż wówczas "katolicy mieli największą wiarę"), dziś mające misje w kilku krajach, rozpowszechnia cudowne fotografie (tak!), wieszane też w ich zborach na wyeksponowanym miejscu. Jedna to Oblicze Chrystusa, które pojawiło się na stratosferycznej chmurze nad miastem, gdzie William Branham głosił, na drugim widać kolorowe cienie, mające być widzialną „chwałą Bożą”, trzecia przedstawia go samego przy kazalnicy, a nad jego głową... aureola!

William Branham, Boży Generał, czyli pentakostalny święty

Kwestia nie jest więc tak jednoznaczna, jak ją niektórzy potocznie przedstawiają. Może więc bałwochwalstwem jest samo zwracanie się w kierunku wizerunków na modlitwie? Gdyby tak było, to Bóg nakazując wykonać figury cherubów przy Arce, domagał się od Mojżesza popełnienia bałwochwalstwa! To jest przecież absurd, Biblia mówi: Nikomu On nie przykazał być bezbożnym i nikomu nie zezwolił grzeszyć (Syr 15, 20). Obrazy i figury ułatwiają uzmysłowienie sobie obecności Boga i rozmowę z Nim. To On sam powiedział: Z pośród [figur] cherubów będę z tobą rozmawiał.

Ponieważ chodzi o wizerunki Chrystusa, Jego Matki, aniołów i świętych, więc same w sobie też zasługują na szacunek - „należną cześć”, jak to określa Sobór Trydencki, a więc taką, jaka należy się wizerunkom, a nie Bogu (tutaj najistotniejsze wyjaśnienie: Biblia konsekwetntnie używa dwóch odrębnych słów, w łac. adorare - adorować, wielbić i honorare - czcić, szanować; to pierwsze odnosi się tylko do Boga, to drugie do Boga, ale też ludzi, aniołów i ważnych spraw z nimi związanych). Przecież i fotografie zwykłych ludzi, a nawet sztandary i godła należy traktować z szacunkiem ze względu na godność człowieka. Poprzez przedmioty i gesty możemy symbolicznie, gestem oddać cześć Bogu. Kiedy ktoś wpatruje się w fotografię żony, stawia na biurku, a nawet całuje zdjęcie, to przecież nie zdradza żony, ani nie popełnia bałwochwalstwa. Całując zdjęcie, wyraża uczucia i pragnienie pocałowania jej. Współcześni obrazoburcy powinni w końcu konsekwentnie odpowiedzieć sobie na pytanie: wolno czy nie wolno posiadać, oglądać, zawiesić na ścianie, nosić przy sobie, całować, czyli „czcić” wizerunku ukochanej osoby? Jeśli tak, to niech przyznają, że katolickie obrazy są dopuszczalne. Jeśli nie, to niech zniszczą wszystkie fotografie swoich bliskich.


Omawiany problem pokazuje, jak „dzikie”, prywatne wyjaśnianie Biblii doprowadza do absurdów godzących w samą naturę stworzonego świata. Przecież Bóg po to dał człowiekowi oczy, by widział. Po to dał mu talent artystyczny, by przedstawiał to co widzi, po to dał mu wyobraźnię, by zachowywał w swym wnętrzu piękno stworzenia. Jeżeli czytamy w Biblii, że prorok Daniel, lub św. Jan Apostoł ujrzał Syna Człowieczego, czy Niewiastę obleczoną w słońce, to możemy to opisać, ale równie dobrze, albo i lepiej możemy to narysować, czy namalować. Do XIX wieku ponad 80% ludzi nie umiało czytać i dla nich też malowano sceny z Pisma Świętego i życia Kościoła, zwane „Biblią ubogich” (łac. Biblia pauperum). Jeżeli wolno napisać i opowiedzieć o tym, jak np. Pan Jezus uzdrowił niewidomego, to wolno też tę scenę namalować.

Chrystus uzdrawia niewidomego,
Gioacchino Asserto (1600-1649)

Różne są formy przekazu, bo człowiek jest istotą o wielu zmysłach. Znamienne jest, że Kalwin przeciwstawiał się nie tylko wizerunkom, ale i muzyce kościelnej, którą znacznie zubożył. A przecież rzeczą najoczywistszą na świecie jest, że miejsca modlitwy przyozdabia się wizerunkami o treści religijnej. Jak trudno jest współczesnym protestantom wyrazić, że ich mieszkanie jest chrześcijańskie – nie wolno im powiesić obrazu, ani krzyża. Ich doktryna każe im pod tym względem upodobnić się do wojujących ateistów.

To purytanie po przejęciu władzy w Anglii w połowie XVII wieku, przeprowadzili „akcję dekrucyfiksacyjną”, niszcząc niemal wszystkie krzyże przy drogach i w miastach. Po trzech wiekach komuniści ich tylko naśladowali. Jakiś czas temu akcję dekrucyfiksacyjną w Warszawie nakazała Hanna Gronkiewicz-Waltz (zapewne pod wpływem swego mentora, pastora jednej ze wspólnot neoprotestanckich w Polsce), usuwając niemal sto krzyży przy drogach i wywożąc je na śmietnik. Cóż za paradoks, protestanci – byli katolicy, po „nawróceniu” wizerunek Chrystusa Pana, który mają np. od I Komunii, wyrzucają na śmietnik!

Bez wątpienia, agresja niektórych środowisk protestanckich i modernistycznych wobec chrześcijańskich wizerunków: od infantylnej krytyki, poprzez wyśmiewanie, faryzejskie gorszenie się, aż do niszczenia (ikonoklazmu, obrazoburstwa), jest przejawem ducha antychrysta. Zgodnie z Biblią każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga i to jest duch Antychrysta (1 J 4, 2-3).

Odrzucenie i niszczenie wizerunków Chrystusa (tak jak i negacja realności Ciała Chrystusa w Eucharystii oraz awersja do Maryi, od której przyjął Ciało) jest formą nieuznawana, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, stał się widzialnym, dostępnym dla zmysłów Człowiekiem. Jest sprzeciwianiem się Apostołom, głoszącym: [To wam oznajmiamy], na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce (1 J 1, 1). Jest nieuznawaniem całości aktu Wcielenia, jako oczyszczenia, uświęcenia i zjednoczenia z Bogiem stworzonej natury.

Pogarda wobec przedmiotów religijnych z powodów „duchowych” jest też echem pychy demonów, ich pogardy wobec materii. Część protestantów, w walce z chrześcijańskimi wizerunkami i dewocjonaliami, staje niestety w jednym szeregu z wojującymi ateistami, masonami i innymi sługami Antychrysta, którzy również toczą taką wojnę. Jest to smutna ilustracja, cytowanych w poprzednim tekście, słów kard. Józefa Ratzingera:

„Teolog nie kochający sztuki, poezji, muzyki, natury, może być niebezpieczny. Ta bowiem ślepota i głuchota na piękno nie jest sprawa drugorzędną, lecz może wycisnąć piętno także na jego teologii”.

Z kolei wśród nowych kościołów protestanckich są jeszcze inne wyjątki od negacji wizerunków. Największe na świecie zbory typu zielonoświątkowego znajdują się w Korei Południowej i pozostają przedmiotem zachwytu protestantów na całym świecie. Wielu opisuje je, niektórzy jeżdżą tam uczyć się modlitwy i ewangelizacji. Tamtejsze kościoły mają własne góry, na których zbudowano centra modlitewne. Peter C. Wagner, w książce „Kościoły, które się modlą”, opisuje z przejęciem jedną z takich gór, iż „każdy ze specjalnie skonstruowanych regionów modlitewnych jest ozdobiony naturalnych rozmiarów posągami Jezusa i Jego uczniów w różnych epizodach ich służby”. To czym neprotestanci gorszą się, a nawet przerażają w kościołach katolickich, u swych braci koreańskich podziwiają.

Jeszcze dalej idzie Ana Mendez Ferrell, jedna z liderów neoprotestanckiego ruchu charyzmatycznego. Od kilku lat propaguje ona w środowisku protestanckim naukę wschodniego chrześcijaństwa o ikonie, jako nośniku Bożej Obecności. Argumentuje, że obrazy mają swoją rolę także w walce duchowej i jak demony wykorzystują złe wizerunki, tak samo powinniśmy używać wizerunków chrześcijańskich. Na konferencji w Warszawie w 2009 roku, pod hasłem „Rozszerzanie Królestwa Bożego” opowiadała o roli malowanych, także przez nią samą, obrazów aniołów w nowej ewangelizacji Holandii, ponieważ w kraju tym malarstwo odgrywało wielką rolę.


Chrystus - Baranek Ofiarny, Ana Mendez Ferrell

Swoją drogą ciekawe, że współcześni protestanci zachodni, którzy zwykle z zasady sprzeciwiają się nawet małym obrazkom Chrystusa, rozprowadzają filmy o Nim, tak jakby film, to nie był ciąg obrazów. Co więcej, piszą jak wielu ludzi nawróciło się podczas oglądania filmu „Jezus”. Nie mają też nic przeciwko plakatom i fotosom z tego filmu i podobnych. Dziwne, bo przecież z punktu widzenia tej doktryny neoprotestanckiej dopuszczalne być powinny jedynie słuchowiska radiowe.

Skoro protestanci owi akceptują możliwość przeżycia nawrócenia, czy uzdrowienia oglądając film o Chrystusie Panu, to czemu nie uznają tego samego, patrząc na nieruchomy obraz przedstawiający Go? Z założenia nie przyjmują do wiadomości niezliczonych łask, które otrzymało miliony ludzi podczas modlitwy przed chrześcijańskimi wizerunkami. Trzymają się w tym zasady filozofii luteranina Hegla: „jeżeli fakty przeczą naszym ideom, to tym gorzej dla faktów”.

Pozostaje pytanie, jak protestanccy ikonoklaści wyobrażają sobie postać Chrystusa? Bo robią to w myśli, na modlitwie, będąc ludźmi. Odpowiedź jest prosta – na podstawie katolickich obrazów, które kiedyś widzieli, inaczej pozostaje im niestety postać aktora z filmu o Nim, zresztą również stylizowanego według tradycji katolickiej. Trudno żeby było inaczej, człowiek nie jest czystym duchem, ale ma duszę i ciało.

Konsekwentny spirytualizm nie jest możliwy. Widać to choćby na powyższych przykładach. Nawet zasady „tylko Biblia” nie da się oderwać od realności świata materialnego. U luteranów, a także u klasycznych zielonoświątkowców można zobaczyć Biblię leżącą na jakby ołtarzu z przodu zboru, w którego stronę się modlą. Wielu fundamentalistów protestanckich w USA klęczy przed Biblią czytając ją, trzyma też Księgę na honorowym miejscu w domu. Liczni protestanci (ale też niektórzy katolicy) noszą ją zawsze ze sobą, jako najważniejszy przedmiot. Stosując sposób rozumowania wielu neoprotestantów odnośnie obrazów i dewocjonaliów u katolików, należy analogicznie uznać że i oni są bałwochwalcami, gdyż czczą papier, z którego jest zrobiona Biblia.


Nie da się jednak zaprzeczyć, że używanie wizerunków może czasem przynosić szkodę duszy i być jakimś bałwochwalstwem. Zdarza się ludziom zatracić w tym miarę i same wizerunki traktować jak bożki, czy po prostu zbyt się do nich przywiązywać. Takie bałwochwalstwo może być obecne w duszy także w subtelny sposób. To uczynili Żydzi, którzy kilkaset lat po wydarzeniach na pustyni czcili miedzianego węża (nechusztana), zrobionego przez Mojżesza, wobec czego król Ezechiasz był zmuszony go zniszczyć (zob. 2 Kr 18, 4), o czym było szerzej w tekście o złych duchach religijności. Z tych samych powodów, rzeczywiście niektórym katolikom należy pomóc uwolnić się od zbytniego przywiązania do wizerunków świętych, aby weszli w głąb modlitwy. Na przykład św. Jan od Krzyża wyjaśniał:

„Wiele można by powiedzieć na temat braku zrozumienia dla obrazów u niektórych osób. Niektórzy większą nadzieję pokładają w jednych obrazach niż w innych. Sądzą, że Bóg wysłucha ich prędzej przed tymi niż przed innymi obrazami, chociaż jedne i drugie przedstawiają to samo, np. Chrystusa czy Matkę Najświętszą. Jest to gruba ciemnota, jeśli chodzi o obcowanie z Bogiem i oddawanie Mu należnej czci i chwały, Bóg bowiem patrzy na wiarę i czystość modlącego się serca.
Zdarza się wprawdzie czasem, że Bóg udziela więcej łask w pewnych miejscach, przed jednym niż przed drugim obrazem. Przyczyną tego nie jest jednak większa skuteczność jednego, czy drugiego obrazu (który sam przez się nie jest niczym więcej niż malowidłem), lecz to, że ludzie więcej rozbudzają swą pobożność za pośrednictwem któregoś z tych obrazów. Gdyby zaś potrafili wzbudzić tę samą pobożność przed jednym i przed drugim, albo i bez pomocy żadnego z nich, otrzymaliby od Boga te same łaski.
Niech dusza uważa to za pewne, że im większe ma przywiązane do posiadania jakiegoś obrazu, czy innego środka, tym niedołężniej będzie się wznosić ku Bogu jej pobożność i modlitwa” („Droga na Górę Karmel” 3, 35-36).

Trzeba pamiętać, że wizerunek jest czymś zewnętrznym i ukazuje najpierw to, co widzialne (choć może wyrażać jakieś wewnętrzne cechy przedstawianej osoby oraz rzeczywistość duchową stojącą za twórcą), błogosławieństwo Kościoła nadaje mu wartość religijną, jednakże dopiero wewnętrzny stan duszy odbiorcy nadaje temu wizerunkowi określony sens duchowy dla niego. To, że ikona przedstawia brodatego mężczyznę z księgą w ręku, nie oznacza jeszcze, że dla patrzącego będzie ona pomocą w spotkaniu z Chrystusem, gdyż to dopiero jego wiara uwolni ten sens. Figura kobiety dla katolika będzie wizerunkiem Najświętszej Maryi Panny, ale dla bałwochwalcy (nawet formalnego chrześcijanina) może być jego boginią. Istotna jest duchowa rzeczywistość obecna w duszy człowieka, a jeśli jest zła, to i rzeczy dobre same w sobie, mogą służyć złemu (por. Mt 15, 10-20). Dla czystych wszystko jest czyste, dla skalanych zaś i niewiernych nie ma nic czystego, lecz duch ich i sumienie są zbrukane (Tt 1, 15). Dlatego też demon może wykorzystywać obrazy i figury do złudzeń i zwiedzeń religijnych, tak samo jak i Biblię.

Być może i tacy właśnie ludzie trafiają do nowych grup protestanckich, zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej, gdzie czują się uwolnieni. Źle, że niektórzy z nich wówczas stosują, opisany przez psychologię, mechanizm projekcji, czyli przypisywania innym, lub całej społeczności, np. Kościołowi katolickiemu, swoich własnych problemów. Analogicznie, to że chorym na żołądek niektóre potrawy szkodzą i nie powinni ich jeść, nie upoważnia tych ludzi do tego, żeby głosili, iż w ogóle są one trujące, lub że wszyscy, którzy je jedzą są chorzy.

Niezliczone są przykłady korzyści z obrazów i figur dla wierzących, potwierdzane niezwykłymi znakami i cudami od Boga, czego nie da się podważyć, a jedynie, jak czynią niektórzy, po faryzejsku zatkać sobie uszy. A wystarczy poczytać np. książki Joan Carroll Cruz: „Cudowne wizerunki Najświętszej Maryi Panny” i „Cudowne wizerunki naszego Pana”. Jeśli każdy, kto spojrzał na węża miedzianego na palu, który symbolizował Chrystusa Ukrzyżowanego (zob. J 3, 14), był uzdrowiony, to tym bardziej ci, którzy spoglądają na obraz przedstawiający Go, na przykład na Krzyżu. Dla milionów chrześcijan wizerunki były i są pomocą w wierze, przedstawiając im ukochaną Osobę.

Przykładem niech będzie katolicka królowa Szkocji Maria Stuart, legalna pretendentka do tronu Anglii, uwięziona i po 19 latach, w 1587 roku, wydana na śmierć z powodu Jezusa (por. 2 Kor 2, 11), przez rządzących w tym drugim kraju protestantów. Przed ścięciem napisała:
„Boże i Panie mój! W Tobie nadzieja moja, Najdroższy Jezu! Ocal mnie! Skrępowana więzami na miejscu krwawej śmierci, tęsknię do Ciebie, klęcząc i łzy lejąc i pragnąc Cię ujrzeć. Błagam Cię pokornie, abyś mnie zbawić raczył”.
Idąc na miejsce straceń trzymała w ręku krucyfiks i całowała go, rozpamiętując Mękę i Śmierć swego Zbawiciela.
Widząc to, jeden z protestanckich gapiów krzyknął oburzony:
„Powinnaś raczej mieć Ukrzyżowanego w sercu!”.
Na to królowa odpowiedziała:
„Nie tylko w sercu, ale i w ręku”.
Zanim oddała głowę pod miecz kata, Maria rzekła te słowa:
„O najmilszy Jezu, jak Ty wyciągnąłeś ramiona na krzyżu, tak obejmij mnie teraz ramionami nieskończonego Miłosierdzia Twego”. Amen.

1 komentarz:

  1. Dziękuję za ten mądry wpis, pozwoliłam sobie przedrukować go na moim blogu: http://www.gazetawarszawska.com/easyblog/entry/protestanci-ateisci-antychrysci
    Katolicy nie potrafią bronić się przed napastliwymi protestantami więc musimy się edukować i rozszerzać naukę katolicką w lud. MF
    Alert dla katolików dyskusja z "zielonymi świątkami":
    http://www.gazetawarszawska.com/easyblog/entry/zydy-wymyslaja-coraz-to-nowe-szantaze-wobec-chrzescijan

    OdpowiedzUsuń