Najświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje!
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie
królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie
pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą. Biada wam, uczeni w
Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię,
żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie,
czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami.
Biada wam, przewodnicy ślepi.
Głupi i ślepi!
(Mt
23, 13-16a.
17a).
Kim
byli, a właściwie kim są
„uczeni
w Piśmie”, o których tak wyjątkowo ostro wypowiedział się
Jezus Chrystus? Z pewnością nie ganił On przecież samej
znajomości Biblii. Światło na to rzuca Psalm 63 (64) w wersji
Septuaginty (tłum.
ks. Antoni Tronina):
przemyślnych
zawiodły przemyśliwania.
Przyjdzie
człowiek o sercu
głębokim,
a
Bóg będzie wywyższony
(7b-8a).
Nieco
inaczej
wyraża to
Psałterz
Gallikański zawarty w Wulgacie (poniżej
tłum.
własne):
defecerunt
scrutantes scrutinio.
Accedet
homo ad cor altum,
et
exaltabitur Deus.
umęczyli
się przemyślni
przemyśliwaniem.
Zstąpi
człowiek do głębokiego serca,
a
Bóg będzie wywyższony.
Septuaginta
zawiera więc w tym psalmie proroctwo mesjańskie o przyjściu
„Człowieka o Sercu Głębokim”. Wulgata widzieć tu może także
każdego chrześcijanina, który zstępuje do głębi swego serca,
gdzie mieszka Chrystus Pan, a raczej do głębokiego Serca
Jezusowego, „w którym są wszystkie skarby mądrości i
umiejętności (wiedzy)”. Serce to zwycięża „przemyślnych”,
„uczonych w Piśmie” itp. i sprawia, że uwielbiony zostaje Pan
Bóg. To pozwala nam ujrzeć jakiś przebłysk głębi tajemnicy
Bożego Serca, które szczególnie czcimy w zakończonym miesiącu
czerwcu oraz w pierwsze piątki miesiąca.
Przyjdzie Człowiek o Sercu głębokim, a Bóg będzie wywyższony. |
Już
w tym momencie czujemy, iż słabo pojmujemy głębię tego
nabożeństwa. Pomocą niech będzie choćby encyklika Piusa XII o kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa Haurietis aquas.
Pozostaje też jedynie modlić się, aby Bóg dał nam łaskę o
którą prosił za nami św. Paweł Apostoł:
Niech
Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości
wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali
ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i
Głębokość, i
poznać
miłość Chrystusa przewyższającą wszelką wiedzę, abyście
zostali napełnieni całą pełnią Bożą
(Ef 3, 17-19).
Przytoczone
na początku słowa Psalmu ukazują fundamentalną różnicę
pomiędzy ludźmi działającymi z umysłu, czyli intelektualistami
[religijnymi], a tymi, którzy mają autentyczną wiarę w sercu.
Wszak św. Paweł wyraźnie określa tę właściwość zbawczej
wiary w Pana Jezusa: Jeśli w sercu swoim
uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie.
Bo sercem przyjęta wiara prowadzi
do usprawiedliwienia (Rz 10, 9b-10a).
Aby
wyjaśnić lepiej tę różnicę, należy zdefiniować pojęcia
intelektualizm i intelektualista oraz uwypuklić
różnicę pomiędzy rozumem (intelektem) a intelektualizmem w
sensie, w jakim pojęcia te są obecnie
używane. Nie
zagłębiam
się tu
bowiem w
dawne
filozoficzne
rozróżnienia pomiędzy rozumem, intelektem, a umysłem, ale stosuję
w znaczeniu współczesnym.
Rozum (łac. ratio,
intellectus;
gr. dianoia,
logos)
jest wyższą władzą duszy, jednym z darów Boga upodabniających
do Niego. Należy używać rozumu oraz reguł poprawnego
(racjonalnego)
rozumowania (logiki), które oddają ład stworzonej natury i są
odbiciem doskonałego Rozumu (Logosu) Stwórcy.
Należy
też składać Bogu rozumną
ofiarę
(łac. rationabile
obsequium;
gr. logike
latreia;
zob. Rz 12, 1). Rozum ludzki nie jest jednak doskonały, jak też nie
stanowi całości psychicznej i duchowej natury człowieka, nie
wystarcza do relacji międzyludzkich oraz głębszego poznania Boga,
które dokonuje się w duchu. Dlatego św. Paweł postanawia: Cóż
tedy? Będę się modlił duchem, będę się modlił i rozumem; będę
śpiewał duchem, będę też śpiewał i rozumem (1
Kor 14, 15). Kościół
katolicki uznaje komplementarność wiary i rozumu:
„Jakkolwiek prawdą jest, że wiara przewyższa rozum, jednak nigdy nie może zaistnieć rzeczywista niezgodność między wiarą, a rozumem. Ten sam bowiem Bóg, który objawia tajemnice i wszczepia wiarę, obdarzył duszę ludzką światłem rozumu; Bóg zaś nie może przeczyć samemu sobie, ani też prawda nie może nigdy sprzeciwiać się Prawdzie. Złudny pozór tej sprzeczności pochodzi głównie stąd, że albo dogmaty wiary nie były zrozumiane i wyjaśniane po myśli Kościoła, albo fałszywe opinie uważa się za wnioski rozumowe. Przeto <wszelkie twierdzenie sprzeczne z prawdą światłej wiary określamy jako zupełnie fałszywe>. […] Wiara i rozum nie tylko nie mogą się nigdy z sobą kłócić, ale się wzajemnie wspomagają, ponieważ prawy sposób myślenia wykazuje podstawy wiary i umysł jej światłem oświecony oddaje się wiedzy o rzeczach Boskich; wiara zaś chroni i strzeże umysł przed błędami oraz wyposaża go wielorakim poznaniem” (Sobór Watykański I, Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej z 1870 roku).
Część
ludzi jednak dobrowolnie, lub z niedojrzałej osobowości i z powodu
zranień psychicznych, porusza się swoim „ja” jedynie, bądź
głównie w obszarze myślenia, naturalnych
sfer umysłu, a więc na poziomie intelektu w rozumieniu nowożytnym
(nie scholastycznym) tego słowa. Obejmować to może u nich także sferę wiary, a wówczas ich intelektualizm jest jedną z trzech postaci duszewności, czyli powierzchownego aktywizmu religijnego poprzez naturalne władze duszy, opisanego w tekście: "Duszewność - podróbka życia duchowego".
„Intelektualista” świadomy swej postawy, to „zwolennik filozoficznego intelektualizmu, uznającego wyższość rozumu i myślenia nad innymi cechami ludzkimi”. „Intelektualizm” więc, to „stanowisko filozoficzne rozwijające się w różnych okresach od starożytności do współczesności, głoszące wyższość intelektu nad innymi cechami osobowości w sferze poznania i psychiki” (Tak definiuje te pojęcia Popularna Encyklopedia Powszechna, T. 7, Kraków 1995, hasła „intelektualista” i „intelektualizm”).
„Intelektualista” świadomy swej postawy, to „zwolennik filozoficznego intelektualizmu, uznającego wyższość rozumu i myślenia nad innymi cechami ludzkimi”. „Intelektualizm” więc, to „stanowisko filozoficzne rozwijające się w różnych okresach od starożytności do współczesności, głoszące wyższość intelektu nad innymi cechami osobowości w sferze poznania i psychiki” (Tak definiuje te pojęcia Popularna Encyklopedia Powszechna, T. 7, Kraków 1995, hasła „intelektualista” i „intelektualizm”).
Tymczasem,
jak pisał kard. Józef Ratzinger w „Raporcie o stanie wiary” z
1984 roku, w związku ze zmianą liturgii:
„Wielką
muzykę sakralną odrzucono w imię uczestnictwa aktywnego, ale czyż
to uczestnictwo nie może znaczyć także percepcji przez ducha i
przez zmysły? Czy rzeczywiście nie ma niczego aktywnego w
słuchaniu, intuicyjnym pojmowaniu, wzruszeniu? Czyż nie umniejsza
się właśnie roli człowieka, każąc mu uczestniczyć w liturgii
jedynie za pomocą słów? Przecież wiemy, że to co w nas
racjonalne, świadome, pojawia się na powierzchni i jest jedynie
wierzchołkiem góry, w porównaniu z naszą całością”.
Ostrzegał
też zarazem: „Teolog nie kochający sztuki, poezji, muzyki,
natury, może być niebezpieczny. Ta bowiem ślepota i głuchota na
piękno nie jest sprawą drugorzędną, lecz może wycisnąć piętno
także na jego teologii”.
Można
i należy być więc
człowiekiem
poprawnie posługującym się rozumem, zgodnie z regułami logiki, a
równocześnie mieć świadomość jego ograniczeń i wznosić się
ku Bogu, a także do ludzi, duchem i sercem. I odwrotnie: można być
człowiekiem gardzącym rozumem i logiką, wygadującym bzdury, a
równocześnie de
facto
pozostać intelektualistą, czyli poruszać się tylko na poziomie
intelektu, myśli, bez żadnego poznania sercem i duchem. Można też
być rozumnym intelektualistą (filozoficznym) oraz „prostaczkiem”
o wielkim sercu i duchu. Pozostaje
to w związku z greckim określeniem „nawrócenie” odnośnie do
ludzi religijnych (zob. np. Dz 2, 37-38): metanoia,
to znaczy „przemiana umysłu”, ale też „wzniesienie
się ponad umysł”:
meta (ponad)
nous
(umysł). W
tym sensie pisał
o tym papież Benedykt XVI pod
koniec swego pontyfikatu, odnośnie
metody czytania Biblii:
„W
odtwarzaniu związków między różnymi sensami Pisma decydujące
znaczenie ma uchwycenie przejścia
od litery do ducha.
Nie jest to przejście automatyczne i spontaniczne; konieczne jest
raczej wzniesienie
się ponad literę:
<Słowo Boże nie jest bowiem nigdy po prostu obecne w samej
literackiej warstwie tekstu. Aby do niego dotrzeć, potrzebne jest
wzniesienie
się wyżej
i proces zrozumienia kierowany przez wewnętrzną dynamikę całego
zbioru tekstów, a zatem musi to być proces żywy>
(Przemówienie
do przedstawicieli świata kultury w Kolegium
Bernardynów w
Paryżu, 12
września
2008 roku).
I tak odkrywamy, dlaczego
autentyczny proces interpretacji nie jest nigdy procesem jedynie
intelektualnym, ale również życiowym,
w którym wymagane jest pełne włączenie się w życie kościelne,
jako
życie według
ducha
(Ga 5, 16)” (Verbum
Domini
38).
Poznanie
Pana Jezusa, jako najwyższe dobro
(por. Flp 3, 8; 1 Kor 2, 1) nie jest bowiem
możliwe
bez pomocy Ducha Świętego, zatem zbawcza
wiara
potrzebuje, wymaga Jego obecności, skoro
nikt
nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: „Panem jest
Jezus”
(1 Kor 12, 3), a
więc ujrzeć Go jako Pana i centrum przekazu biblijnego. Św.
Hieronim ostrzegł, że „nie możemy dojść do zrozumienia Pisma
bez pomocy Ducha Świętego, który je inspirował”.
Dlatego
warunkiem przyjęcia
łaski zbawiającej wiary
nie są jakiekolwiek studia, nawet
teologiczne, ale prosta
znajomość
nauki Kościoła i
przysposobienie się do współpracy
z łaską
narzędziami wiary (pokora, ufność, prośba, post, lektura duchowa,
słuchanie autentycznych nauczycieli Słowa Bożego, rekolekcje,
wstawiennictwo drugich itd.), by Chrystus oświecił
nasze umysły, abyśmy rozumieli Pisma
(por. Łk 24, 45), pamiętając, że
Ojciec
zakrywa te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawia je
prostaczkom
(por. Mt 11, 25; Łk 10, 21). Mocno
i dobitnie wyraził to emerytowany
papież, jeszcze jako
kardynał w „Raporcie o stanie wiary”:
„Każdy
katolik powinien mieć pełne przekonanie, że jego wiara (we
wspólnocie z wiarą Kościoła)
będzie mądrzejsza od każdego <nowego magisterium> ekspertów
i intelektualistów. Ich hipotezy
bowiem mogą wnieść wiele
do poznania genezy Biblii, ale byłby to przesąd, oparty na
ewolucjonistycznym myśleniu, gdybyśmy uznali, że zrozumienie
tekstu możliwe jest tylko wtedy, gdy dowiemy się, jak on powstał i
w jaki sposób się rozwijał. Reguły
wiary, dzisiaj i zawsze, opierają się nie na odkryciach prawdziwych
czy hipotetycznych, które wskażą źródła pochodzenia
poszczególnych ksiąg, ani nie na dociekaniach tylko
lingwistycznych, ale na Biblii jako takiej, jaka była odczytywana w
Kościele począwszy od Ojców aż do dnia dzisiejszego. To właśnie
wierność takiemu odczytaniu wydała świętych, którzy często
przecież byli ludźmi niewykształconymi,
a już na pewno nie byli ekspertami od egzegezy. A właśnie to oni
lepiej Biblię rozumieli”.
Św. Bonawentura Ojciec Kościoła z XIII wieku, zwany
Doktorem Serafickim,
nauczał,
iż "poznanie racjonalne, chociaż konieczne i pożyteczne, jest
samo w sobie niewystarczające do poznania Boga, gdyż
jedynie poznanie afektywne przez intuicję może być odpowiednim
środkiem zjednoczenia człowieka z Bogiem, bo najgłębsze tajemnice
(zarówno te Boskie jak i ludzkie) może poznać jedynie ten, kto
kocha naprawdę". Jest on autorem powiedzenia: Nie ma
prawdziwego poznania bez umiłowania. Pisał też w pracy „Do sióstr o doskonałości życia”:
„Błogosławiony
człowiek, którego Ty, Panie, wykształcisz i pouczysz go o Twoim
prawie
(Ps [94/]93,
12). Wyznaję,
że nikogo nie uznaję za mądrego, jak tylko tego jedynego, którego
pouczyło namaszczenie Ducha Świętego. Tylko bowiem ten jedyny, jak
świadczy prorok Dawid, jest naprawdę błogosławiony, tylko
ten jedyny jest naprawdę mądry, którego umysł wykształcił Pan,
którego ducha pouczył o swoim prawie.
Przecież jedynie tylko Prawo
Pana
jest nieskalane
(Ps [19/]18,
8), tylko ono nienaganne nawracające
dusze
na drogę zbawienia. Nauki zaś, czyli zdobycia doświadczenia w tym
prawie należy szukać nie tylko na zewnątrz w książkach, ale
raczej przez wewnętrzne przylgnięcie do niego umysłem Bogu
oddanym. Należy
także pragnąć poznania go w Duchu
i mocy
(1 Tes 1, 5), aby wewnętrznie uczył Ten, który sam potrafi zmienić
zewnętrzną surowość prawa
w wewnętrzną
słodycz”.
Św. Bonawentura Doktor Seraficki |
Biblia
rozróżnia,
w
związku z tym tematem, mądrość
Bożą (przyjmowaną
zarówno rozumem oświeconym wiarą, jak sercem
i duchem)
oraz
ludzką (jedynie
intelektualną):
Bo
myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami ‑
wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje
nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi (Iz
55, 8-9).
Gdzie
jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż
nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat
przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się
Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc,
gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy
Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a
głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak
spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem (Mesjaszem),
mocą Bożą i mądrością Bożą (1
Kor 1, 20-24
i zob. dalej).
Dlatego
wyznaje następnie św. Paweł Apostoł:
Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej,
jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. A mowa moja i moje
głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów
mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza
opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej. A
jednak głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość
tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających.
Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę,
którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej (1
Kor 2, 2. 4-7). Niechaj
się nikt nie łudzi. Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest
mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, aby posiadł
mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga
(1 Kor 3, 18-19).
W
Liście do Rzymian natomiast św. Paweł podaje niezwykle ważny
opis, jak intelektualizm, który nie prowadzi od wiedzy religijnej
do wiary sercem, lecz sprzeciwia się sercu, a zarazem Bogu, wiedzie
na manowce:
Ponieważ,
choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie
dziękowali, lecz znikczemnieli
w swych myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce.
Podając
się za mądrych stali się głupimi. [...]
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup
nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych
ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu
[intelektowi]
oddawali
cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest
błogosławiony na wieki. Amen. Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę
bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie
zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie
też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą,
zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami
uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną
za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe
poznanie Boga,
wydał
ich Bóg
na pastwę na nic niezdatnego rozumu,
tak że czynili to, co się nie godzi (Rz
1, 21-22.
25-28).
W
kontekście współczesnego kryzysu w Kościele, trzeba zwrócić
uwagę na ten niezwykle interesujący szczegół: pycha umysłu,
którą tu w skrócie określamy jako intelektualizm, sprawia iż Bóg
dopuszcza popadnięcie w zboczenia cielesne. Wydawałoby się, rzeczy
całkowicie ze sobą sprzeczne (może więc ma to prowadzić do
upokorzenia, a w konsekwencji nawrócenia). Kościół, który wedle
przytoczonych opinii kard. Ratzingera, późniejszego papieża
Benedykta XVI, popadł w połowie XX wieku w intelektualizm, jest
upokarzany skandalami „obyczajowymi”. Co gorsza, im bardziej
społecznie zatraca się autentyczna wiara w sercu, a zatem łaska
uświęcająca, tym bardziej rozprzestrzenia się kompromis z duchem
sodomy. Luteranizm, w którym narodziło się „liberalne”, czyli
intelektualistyczne, „krytyczne” podejście do Pisma Świętego,
o czym pisałem w poprzednim tekście: „Biblia w rękach uczonych w Piśmie”, jako pierwszy padł też ofiarą tego ducha, legalizując
związki homoseksualistów i ordynując ich.
Przykro
tu o kimś pisać personalnie, ale skoro sam zainteresowany uczynił
z tego sprawę publiczną, to podam przykład ks. Krzysztofa
Charamzy, którego znałem osobiście. Wyróżniający się kleryk,
wpierw pobożny ministrant, wysłany [niestety] w nagrodę na studia
zagraniczne do Szwajcarii, potem Rzym i praca w Międzynarodowej
Komisji Teologicznej. Kontakt z intelektualistyczną biblistyką i
teologią okazał się dla niego toksyczny, ze skutkiem opisanym w
Liście do Rzymian (nomen omen).
Najbardziej
jaskrawym przykładem szkody jaką wyrządza intelektualizm wierze
chrześcijańskiej, są dzieje „odnowy” liturgicznej na przełomie
lat 60. i 70. Jej „wielki architekt” ks. Hannibal (ante portas
Romae) Bugnini był typowym intelektualistą religijnym,
zafascynowanym „liberalnym” protestantyzmem. Jeden z kardynałów
w Kongregacji Kultu Bożego, po ówczesnych obradach Komisji
Liturgicznej przygotowującej reformę powiedział: „Jaki to płytki
człowiek ten Bugnini, jak można było powierzyć reformę liturgii
komuś tak płytkiemu?”
Wystarczy
przykład jednej modlitwy: Libera nos, którą kapłan odmawia
po Ojcze nasz. W klasycznym Mszale Rzymskim brzmi ona: „Wybaw
nas Panie od wszelkiego zła przeszłego, teraźniejszego i
przyszłego...” Zawiera się w tym głębia poznania Bożego
Miłosierdzia, które uwalnia nas od grzechów i przekleństw
przeszłości, zbawia w teraźniejszości i daje łaskę zachowania
od grożących niebezpieczeństw i grzechów w przyszłości. W Nowym
Obrządku uproszczono to do: „Wybaw nas Panie od zła
wszelkiego...” Niby tak, przecież słowo „wszelkie” zawiera w
sobie wszystko, więc po co była ta wyliczanka? Ale czy przez to
liturgia jest „bardziej zrozumiała”, co miała sprawić reforma?
Można podać inne przykłady jak zmieniała liturgię komisja, która
polegała na tym, że kilku „jajogłowych” siedziało przy biurku
i „przemyśliwało”: to wytniemy, to wstawimy, to zamienimy
miejscami, i jest „odnowa”! Nic dziwnego, że kard. Ratzinger tak
ją podsumował:
„To,
co stało się po soborze było czymś całkowicie odmiennym [niż
dotychczas]. W miejsce liturgii, będącej owocem nieprzerwanego
rozwoju, przyszła liturgia sfabrykowana. Odrzuciliśmy organiczny,
żywy proces wzrostu i wielowiekowego rozwoju i zastąpiliśmy go –
jak to się ma w procesie produkcyjnym – fabrykacją, banalnym
produktem chwili”. (Przedmowa jego autorstwa do książki jednego z
najwybitniejszych liturgistów XX wieku, Klausa Gambera, „Zwróćmy
się ku Panu!”).
Ten
jeden przykład wystarczy, aby pojąć, iż sprawy duchowe w rękach
intelektualistów mogą być jak brzytwa w ręku małpy.
Jakże prawdziwe jest to spostrzeżenie - o pozbawionych ducha przemyśliwaniach ludzi pysznych, ich podległości grzechom i wynaturzeniom cielesnym. Biblia to arcydzieło prawdziwej mądrości.
OdpowiedzUsuńCzytam ten tekst kolejny raz i zauważyłam cos wstrząsająco pięknego. Cytat św. Bonawentury:
OdpowiedzUsuń"Św. Bonawentura Ojciec Kościoła z XIII wieku, zwany Doktorem Serafickim,nauczał, iż "poznanie racjonalne, chociaż konieczne i pożyteczne, jest samo w sobie niewystarczające do poznania Boga, gdyż jedynie poznanie afektywne przez intuicję może być odpowiednim środkiem zjednoczenia człowieka z Bogiem, bo najgłębsze tajemnice (zarówno te Boskie jak i ludzkie) może poznać jedynie ten, kto kocha naprawdę". Jest on autorem powiedzenia: Nie ma prawdziwego poznania bez umiłowania."
To dlatego "mędrcy" się gubią. NIe dość że zaciemnia im rozum grzech, ale brak miłości powoduje ślepotę na oczywiste prawdy. Gdyby twórcy dzisiejszego kryzysu w Kościele miłowali Boga, ich serca czciłyby Stwórcę Obecnego w Najświętszym Sakramencie, stopniałyby herezje i nadużycia. Ich miłość wybierałaby to, co lepsze, wspanialsze, godniejsze dla Tego, Który byłby ich miłością. Zabiegaliby, by Bóg był uwielbiony od ludzi. Do niczego się nie przydaje najtęższy umysł pozbawiony miłości do Boga i wrażliwości na piękno Jego dzieł. A pozbawiony miłości umysł wytęża wszystkie siły na uzasadnianie własnej postawy. Na tym polega dzisiejszy kryzys.