30 czerwca 2016

Intelektualizm - wróg Serca Jezusowego


Najświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje!

Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami. Biada wam, przewodnicy ślepi. Głupi i ślepi! (Mt 23, 13-16a. 17a).

Kim byli, a właściwie kim „uczeni w Piśmie”, o których tak wyjątkowo ostro wypowiedział się Jezus Chrystus? Z pewnością nie ganił On przecież samej znajomości Biblii. Światło na to rzuca Psalm 63 (64) w wersji Septuaginty (tłum. ks. Antoni Tronina):

przemyślnych zawiodły przemyśliwania.
Przyjdzie człowiek o sercu głębokim,
a Bóg będzie wywyższony (7b-8a).

Nieco inaczej wyraża to Psałterz Gallikański zawarty w Wulgacie (poniżej tłum. własne):

defecerunt scrutantes scrutinio.
Accedet homo ad cor altum,
et exaltabitur Deus.

umęczyli się przemyślni przemyśliwaniem.
Zstąpi człowiek do głębokiego serca,
a Bóg będzie wywyższony.

Septuaginta zawiera więc w tym psalmie proroctwo mesjańskie o przyjściu „Człowieka o Sercu Głębokim”. Wulgata widzieć tu może także każdego chrześcijanina, który zstępuje do głębi swego serca, gdzie mieszka Chrystus Pan, a raczej do głębokiego Serca Jezusowego, „w którym są wszystkie skarby mądrości i umiejętności (wiedzy)”. Serce to zwycięża „przemyślnych”, „uczonych w Piśmie” itp. i sprawia, że uwielbiony zostaje Pan Bóg. To pozwala nam ujrzeć jakiś przebłysk głębi tajemnicy Bożego Serca, które szczególnie czcimy w zakończonym miesiącu czerwcu oraz w pierwsze piątki miesiąca.


Przyjdzie Człowiek o Sercu głębokim,
a Bóg będzie wywyższony.

Już w tym momencie czujemy, iż słabo pojmujemy głębię tego nabożeństwa. Pomocą niech będzie choćby encyklika Piusa XII o kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa Haurietis aquas. Pozostaje też jedynie modlić się, aby Bóg dał nam łaskę o którą prosił za nami św. Paweł Apostoł:

Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą pełnią Bożą (Ef 3, 17-19).


Przytoczone na początku słowa Psalmu ukazują fundamentalną różnicę pomiędzy ludźmi działającymi z umysłu, czyli intelektualistami [religijnymi], a tymi, którzy mają autentyczną wiarę w sercu. Wszak św. Paweł wyraźnie określa tę właściwość zbawczej wiary w Pana Jezusa: Jeśli w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia (Rz 10, 9b-10a).

Aby wyjaśnić lepiej tę różnicę, należy zdefiniować pojęcia intelektualizm i intelektualista oraz uwypuklić różnicę pomiędzy rozumem (intelektem) a intelektualizmem w sensie, w jakim pojęcia te są obecnie używane. Nie zagłębiam się tu bowiem w dawne filozoficzne rozróżnienia pomiędzy rozumem, intelektem, a umysłem, ale stosuję w znaczeniu współczesnym. Rozum (łac. ratio, intellectus; gr. dianoia, logos) jest wyższą władzą duszy, jednym z darów Boga upodabniających do Niego. Należy używać rozumu oraz reguł poprawnego (racjonalnego) rozumowania (logiki), które oddają ład stworzonej natury i są odbiciem doskonałego Rozumu (Logosu) Stwórcy.

Należy też składać Bogu rozumną ofiarę (łac. rationabile obsequium; gr. logike latreia; zob. Rz 12, 1). Rozum ludzki nie jest jednak doskonały, jak też nie stanowi całości psychicznej i duchowej natury człowieka, nie wystarcza do relacji międzyludzkich oraz głębszego poznania Boga, które dokonuje się w duchu. Dlatego św. Paweł postanawia: Cóż tedy? Będę się modlił duchem, będę się modlił i rozumem; będę śpiewał duchem, będę też śpiewał i rozumem (1 Kor 14, 15). Kościół katolicki uznaje komplementarność wiary i rozumu:

Jakkolwiek prawdą jest, że wiara przewyższa rozum, jednak nigdy nie może zaistnieć rzeczywista niezgodność między wiarą, a rozumem. Ten sam bowiem Bóg, który objawia tajemnice i wszczepia wiarę, obdarzył duszę ludzką światłem rozumu; Bóg zaś nie może przeczyć samemu sobie, ani też prawda nie może nigdy sprzeciwiać się Prawdzie. Złudny pozór tej sprzeczności pochodzi głównie stąd, że albo dogmaty wiary nie były zrozumiane i wyjaśniane po myśli Kościoła, albo fałszywe opinie uważa się za wnioski rozumowe. Przeto <wszelkie twierdzenie sprzeczne z prawdą światłej wiary określamy jako zupełnie fałszywe>. […] Wiara i rozum nie tylko nie mogą się nigdy z sobą kłócić, ale się wzajemnie wspomagają, ponieważ prawy sposób myślenia wykazuje podstawy wiary i umysł jej światłem oświecony oddaje się wiedzy o rzeczach Boskich; wiara zaś chroni i strzeże umysł przed błędami oraz wyposaża go wielorakim poznaniem” (Sobór Watykański I, Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej z 1870 roku).


Część ludzi jednak dobrowolnie, lub z niedojrzałej osobowości i z powodu zranień psychicznych, porusza się swoim „ja” jedynie, bądź głównie w obszarze myślenia, naturalnych sfer umysłu, a więc na poziomie intelektu w rozumieniu nowożytnym (nie scholastycznym) tego słowa. Obejmować to może u nich także sferę wiary, a wówczas ich intelektualizm jest jedną z trzech postaci duszewności, czyli powierzchownego aktywizmu religijnego poprzez naturalne władze duszy, opisanego w tekście: "Duszewność - podróbka życia duchowego".

Intelektualista” świadomy swej postawy, to „zwolennik filozoficznego intelektualizmu, uznającego wyższość rozumu i myślenia nad innymi cechami ludzkimi”. Intelektualizm więc, to „stanowisko filozoficzne rozwijające się w różnych okresach od starożytności do współczesności, głoszące wyższość intelektu nad innymi cechami osobowości w sferze poznania i psychiki” (Tak definiuje te pojęcia Popularna Encyklopedia Powszechna, T. 7, Kraków 1995, hasła „intelektualista” i „intelektualizm”).

Tymczasem, jak pisał kard. Józef Ratzinger w „Raporcie o stanie wiary” z 1984 roku, w związku ze zmianą liturgii:

Wielką muzykę sakralną odrzucono w imię uczestnictwa aktywnego, ale czyż to uczestnictwo nie może znaczyć także percepcji przez ducha i przez zmysły? Czy rzeczywiście nie ma niczego aktywnego w słuchaniu, intuicyjnym pojmowaniu, wzruszeniu? Czyż nie umniejsza się właśnie roli człowieka, każąc mu uczestniczyć w liturgii jedynie za pomocą słów? Przecież wiemy, że to co w nas racjonalne, świadome, pojawia się na powierzchni i jest jedynie wierzchołkiem góry, w porównaniu z naszą całością”.

Ostrzegał też zarazem: „Teolog nie kochający sztuki, poezji, muzyki, natury, może być niebezpieczny. Ta bowiem ślepota i głuchota na piękno nie jest sprawą drugorzędną, lecz może wycisnąć piętno także na jego teologii”.

Można i należy być więc człowiekiem poprawnie posługującym się rozumem, zgodnie z regułami logiki, a równocześnie mieć świadomość jego ograniczeń i wznosić się ku Bogu, a także do ludzi, duchem i sercem. I odwrotnie: można być człowiekiem gardzącym rozumem i logiką, wygadującym bzdury, a równocześnie de facto pozostać intelektualistą, czyli poruszać się tylko na poziomie intelektu, myśli, bez żadnego poznania sercem i duchem. Można też być rozumnym intelektualistą (filozoficznym) oraz „prostaczkiem” o wielkim sercu i duchu. Pozostaje to w związku z greckim określeniem „nawrócenie” odnośnie do ludzi religijnych (zob. np. Dz 2, 37-38): metanoia, to znaczy „przemiana umysłu”, ale też „wzniesienie się ponad umysł”: meta (ponad) nous (umysł). W tym sensie pisał o tym papież Benedykt XVI pod koniec swego pontyfikatu, odnośnie metody czytania Biblii:

W odtwarzaniu związków między różnymi sensami Pisma decydujące znaczenie ma uchwycenie przejścia od litery do ducha. Nie jest to przejście automatyczne i spontaniczne; konieczne jest raczej wzniesienie się ponad literę: <Słowo Boże nie jest bowiem nigdy po prostu obecne w samej literackiej warstwie tekstu. Aby do niego dotrzeć, potrzebne jest wzniesienie się wyżej i proces zrozumienia kierowany przez wewnętrzną dynamikę całego zbioru tekstów, a zatem musi to być proces żywy> (Przemówienie do przedstawicieli świata kultury w Kolegium Bernardynów w Paryżu, 12 września 2008 roku). I tak odkrywamy, dlaczego autentyczny proces interpretacji nie jest nigdy procesem jedynie intelektualnym, ale również życiowym, w którym wymagane jest pełne włączenie się w życie kościelne, jako życie według ducha (Ga 5, 16)” (Verbum Domini 38).

Poznanie Pana Jezusa, jako najwyższe dobro (por. Flp 3, 8; 1 Kor 2, 1) nie jest bowiem możliwe bez pomocy Ducha Świętego, zatem zbawcza wiara potrzebuje, wymaga Jego obecności, skoro nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: „Panem jest Jezus” (1 Kor 12, 3), a więc ujrzeć Go jako Pana i centrum przekazu biblijnego. Św. Hieronim ostrzegł, że „nie możemy dojść do zrozumienia Pisma bez pomocy Ducha Świętego, który je inspirował”.

Dlatego warunkiem przyjęcia łaski zbawiającej wiary nie są jakiekolwiek studia, nawet teologiczne, ale prosta znajomość nauki Kościoła i przysposobienie się do współpracy z łaską narzędziami wiary (pokora, ufność, prośba, post, lektura duchowa, słuchanie autentycznych nauczycieli Słowa Bożego, rekolekcje, wstawiennictwo drugich itd.), by Chrystus oświecił nasze umysły, abyśmy rozumieli Pisma (por. Łk 24, 45), pamiętając, że Ojciec zakrywa te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawia je prostaczkom (por. Mt 11, 25; Łk 10, 21). Mocno i dobitnie wyraził to emerytowany papież, jeszcze jako kardynał w „Raporcie o stanie wiary”:

Każdy katolik powinien mieć pełne przekonanie, że jego wiara (we wspólnocie z wiarą Kościoła) będzie mądrzejsza od każdego <nowego magisterium> ekspertów i intelektualistów. Ich hipotezy bowiem mogą wnieść wiele do poznania genezy Biblii, ale byłby to przesąd, oparty na ewolucjonistycznym myśleniu, gdybyśmy uznali, że zrozumienie tekstu możliwe jest tylko wtedy, gdy dowiemy się, jak on powstał i w jaki sposób się rozwijał. Reguły wiary, dzisiaj i zawsze, opierają się nie na odkryciach prawdziwych czy hipotetycznych, które wskażą źródła pochodzenia poszczególnych ksiąg, ani nie na dociekaniach tylko lingwistycznych, ale na Biblii jako takiej, jaka była odczytywana w Kościele począwszy od Ojców aż do dnia dzisiejszego. To właśnie wierność takiemu odczytaniu wydała świętych, którzy często przecież byli ludźmi niewykształconymi, a już na pewno nie byli ekspertami od egzegezy. A właśnie to oni lepiej Biblię rozumieli”.

Św. Bonawentura Ojciec Kościoła z XIII wieku, zwany Doktorem Serafickim, nauczał, iż "poznanie racjonalne, chociaż konieczne i pożyteczne, jest samo w sobie niewystarczające do poznania Boga, gdyż jedynie poznanie afektywne przez intuicję może być odpowiednim środkiem zjednoczenia człowieka z Bogiem, bo najgłębsze tajemnice (zarówno te Boskie jak i ludzkie) może poznać jedynie ten, kto kocha naprawdę". Jest on autorem powiedzenia: Nie ma prawdziwego poznania bez umiłowania. Pisał też w pracy „Do sióstr o doskonałości życia”:

Błogosławiony człowiek, którego Ty, Panie, wykształcisz i pouczysz go o Twoim prawie (Ps [94/]93, 12). Wyznaję, że nikogo nie uznaję za mądrego, jak tylko tego jedynego, którego pouczyło namaszczenie Ducha Świętego. Tylko bowiem ten jedyny, jak świadczy prorok Dawid, jest naprawdę błogosławiony, tylko ten jedyny jest naprawdę mądry, którego umysł wykształcił Pan, którego ducha pouczył o swoim prawie. Przecież jedynie tylko Prawo Pana jest nieskalane (Ps [19/]18, 8), tylko ono nienaganne nawracające dusze na drogę zbawienia. Nauki zaś, czyli zdobycia doświadczenia w tym prawie należy szukać nie tylko na zewnątrz w książkach, ale raczej przez wewnętrzne przylgnięcie do niego umysłem Bogu oddanym. Należy także pragnąć poznania go w Duchu i mocy (1 Tes 1, 5), aby wewnętrznie uczył Ten, który sam potrafi zmienić zewnętrzną surowość prawa w wewnętrzną słodycz”.


Św. Bonawentura Doktor Seraficki

Biblia rozróżnia, w związku z tym tematem, mądrość Bożą (przyjmowaną zarówno rozumem oświeconym wiarą, jak sercem i duchem) oraz ludzką (jedynie intelektualną): Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami ‑ wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi (Iz 55, 8-9). Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem (Mesjaszem), mocą Bożą i mądrością Bożą (1 Kor 1, 20-24 i zob. dalej).

Dlatego wyznaje następnie św. Paweł Apostoł: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej. A jednak głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej (1 Kor 2, 2. 4-7). Niechaj się nikt nie łudzi. Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, aby posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga (1 Kor 3, 18-19).


W Liście do Rzymian natomiast św. Paweł podaje niezwykle ważny opis, jak intelektualizm, który nie prowadzi od wiedzy religijnej do wiary sercem, lecz sprzeciwia się sercu, a zarazem Bogu, wiedzie na manowce:

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swych myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. [...] Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu [intelektowi] oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen. Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi (Rz 1, 21-22. 25-28).

W kontekście współczesnego kryzysu w Kościele, trzeba zwrócić uwagę na ten niezwykle interesujący szczegół: pycha umysłu, którą tu w skrócie określamy jako intelektualizm, sprawia iż Bóg dopuszcza popadnięcie w zboczenia cielesne. Wydawałoby się, rzeczy całkowicie ze sobą sprzeczne (może więc ma to prowadzić do upokorzenia, a w konsekwencji nawrócenia). Kościół, który wedle przytoczonych opinii kard. Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta XVI, popadł w połowie XX wieku w intelektualizm, jest upokarzany skandalami „obyczajowymi”. Co gorsza, im bardziej społecznie zatraca się autentyczna wiara w sercu, a zatem łaska uświęcająca, tym bardziej rozprzestrzenia się kompromis z duchem sodomy. Luteranizm, w którym narodziło się „liberalne”, czyli intelektualistyczne, „krytyczne” podejście do Pisma Świętego, o czym pisałem w poprzednim tekście: „Biblia w rękach uczonych w Piśmie”, jako pierwszy padł też ofiarą tego ducha, legalizując związki homoseksualistów i ordynując ich.

Przykro tu o kimś pisać personalnie, ale skoro sam zainteresowany uczynił z tego sprawę publiczną, to podam przykład ks. Krzysztofa Charamzy, którego znałem osobiście. Wyróżniający się kleryk, wpierw pobożny ministrant, wysłany [niestety] w nagrodę na studia zagraniczne do Szwajcarii, potem Rzym i praca w Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Kontakt z intelektualistyczną biblistyką i teologią okazał się dla niego toksyczny, ze skutkiem opisanym w Liście do Rzymian (nomen omen).

Najbardziej jaskrawym przykładem szkody jaką wyrządza intelektualizm wierze chrześcijańskiej, są dzieje „odnowy” liturgicznej na przełomie lat 60. i 70. Jej „wielki architekt” ks. Hannibal (ante portas Romae) Bugnini był typowym intelektualistą religijnym, zafascynowanym „liberalnym” protestantyzmem. Jeden z kardynałów w Kongregacji Kultu Bożego, po ówczesnych obradach Komisji Liturgicznej przygotowującej reformę powiedział: „Jaki to płytki człowiek ten Bugnini, jak można było powierzyć reformę liturgii komuś tak płytkiemu?”

Wystarczy przykład jednej modlitwy: Libera nos, którą kapłan odmawia po Ojcze nasz. W klasycznym Mszale Rzymskim brzmi ona: „Wybaw nas Panie od wszelkiego zła przeszłego, teraźniejszego i przyszłego...” Zawiera się w tym głębia poznania Bożego Miłosierdzia, które uwalnia nas od grzechów i przekleństw przeszłości, zbawia w teraźniejszości i daje łaskę zachowania od grożących niebezpieczeństw i grzechów w przyszłości. W Nowym Obrządku uproszczono to do: „Wybaw nas Panie od zła wszelkiego...” Niby tak, przecież słowo „wszelkie” zawiera w sobie wszystko, więc po co była ta wyliczanka? Ale czy przez to liturgia jest „bardziej zrozumiała”, co miała sprawić reforma? Można podać inne przykłady jak zmieniała liturgię komisja, która polegała na tym, że kilku „jajogłowych” siedziało przy biurku i „przemyśliwało”: to wytniemy, to wstawimy, to zamienimy miejscami, i jest „odnowa”! Nic dziwnego, że kard. Ratzinger tak ją podsumował:

To, co stało się po soborze było czymś całkowicie odmiennym [niż dotychczas]. W miejsce liturgii, będącej owocem nieprzerwanego rozwoju, przyszła liturgia sfabrykowana. Odrzuciliśmy organiczny, żywy proces wzrostu i wielowiekowego rozwoju i zastąpiliśmy go – jak to się ma w procesie produkcyjnym – fabrykacją, banalnym produktem chwili”. (Przedmowa jego autorstwa do książki jednego z najwybitniejszych liturgistów XX wieku, Klausa Gambera, „Zwróćmy się ku Panu!”).

Ten jeden przykład wystarczy, aby pojąć, iż sprawy duchowe w rękach intelektualistów mogą być jak brzytwa w ręku małpy.

2 komentarze:

  1. Jakże prawdziwe jest to spostrzeżenie - o pozbawionych ducha przemyśliwaniach ludzi pysznych, ich podległości grzechom i wynaturzeniom cielesnym. Biblia to arcydzieło prawdziwej mądrości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam ten tekst kolejny raz i zauważyłam cos wstrząsająco pięknego. Cytat św. Bonawentury:
    "Św. Bonawentura Ojciec Kościoła z XIII wieku, zwany Doktorem Serafickim,nauczał, iż "poznanie racjonalne, chociaż konieczne i pożyteczne, jest samo w sobie niewystarczające do poznania Boga, gdyż jedynie poznanie afektywne przez intuicję może być odpowiednim środkiem zjednoczenia człowieka z Bogiem, bo najgłębsze tajemnice (zarówno te Boskie jak i ludzkie) może poznać jedynie ten, kto kocha naprawdę". Jest on autorem powiedzenia: Nie ma prawdziwego poznania bez umiłowania."

    To dlatego "mędrcy" się gubią. NIe dość że zaciemnia im rozum grzech, ale brak miłości powoduje ślepotę na oczywiste prawdy. Gdyby twórcy dzisiejszego kryzysu w Kościele miłowali Boga, ich serca czciłyby Stwórcę Obecnego w Najświętszym Sakramencie, stopniałyby herezje i nadużycia. Ich miłość wybierałaby to, co lepsze, wspanialsze, godniejsze dla Tego, Który byłby ich miłością. Zabiegaliby, by Bóg był uwielbiony od ludzi. Do niczego się nie przydaje najtęższy umysł pozbawiony miłości do Boga i wrażliwości na piękno Jego dzieł. A pozbawiony miłości umysł wytęża wszystkie siły na uzasadnianie własnej postawy. Na tym polega dzisiejszy kryzys.

    OdpowiedzUsuń